Łączy nas Piłka! W tych okropnych czasach…

Wszyscy to już wiemy, ale z dziennikarskiego obowiązku przypomnę: wczorajszy mecz Borussii Dortmund z Monaco został przełożony z powodu zamachu terrorystycznego. Zamachu, bo tak prawidłowo powinniśmy określić celowo pozostawione materiały wybuchowe na trasie przejazdu klubowego autokaru z hotelu na stadion.

Na szczęście nikomu nic wielce poważnego się nie stało. Ucierpiał jedynie Marc Bartra. Hiszpan siedział przy oknie i w momencie wybuchu jednej z trzech bomb odłamki szkła uszkodziły mu rękę. Na tyle poważnie, że konieczna okazała się operacja. Zdarzenie to wyeliminowało wychowanka Barcelony z gry w przełożonym o dzień meczu. Ale nie to jest w tej chwili naszym wspólnym problemem. Tym problemem jest czas, w jakim przyszło nam żyć…

Serial dokumentalny

Zaraz po meczu Juventusu z Barceloną, w którym „Stara Dama” pewnie pokonała „Dumę Katalonii”, zasiadłem do nowego odcinka mojego ulubionego serialu – „24 godziny”, a dokładniej kontynuacji kultowej amerykańskiej serii. Wielu moich Czytelników zapewne kojarzy, ale dla tych, którzy nie znają, przybliżę: jest to – cytując wikipedię – „serial sensacyjny z domieszką dramatu”. Opowiada o losach agenta antyterrorystycznego Jacka Bauera (w „Dziedzictwie” jego następcą jest Eric Carter), który ma – jak wskazuje tytuł – dobę na to, by ocalić świat przed zagładą niesioną przez terrorystów. Generalnie dobry serial, który wydaje się czymś z gatunku science-fiction, jako że zarówno Bauer, jak i Carter, obdarzeni są super-mocami. Choć na ekranie nie są one uwypuklone w sposób dosłowny, to trudno takiej tezie zaprzeczyć. Bo czy normalnym jest, że jeden facet, któremu wszyscy chcą dokopać – włącznie z chińskim, rosyjskim oraz amerykańskim rządem ze skorumpowanym prezydentem na czele, a także jego podwładni, przełożeni i przyjaciele – jest w stanie OSIEM razy uratować świat? Do tego – co istotne – uchodząc za każdym razem z życiem. Nawet z konfrontacji z całą szajką terrorystów. Jakby tego było mało – w pojedynkę. Normalne? No raczej podchodzi to pod fantastykę, nie sądzicie?

Abstrahując od – miejscami – nierealnych zdarzeń, które są w końcu elementem charakterystycznym gatunku, serial jest bardzo dobry, trzyma w napięciu, ma liczne zwroty akcji. Chciałoby się dodać, iż oprócz tych nadprzyrodzonych możliwości głównych bohaterów, których wszystkie próby ratowania świata kończą się happy endem, bardzo nierealistyczne są same zdarzenia. Liczne intrygi, korupcje i spiski w najważniejszych państwowych służbach, a także ambitni (w pejoratywnym znaczeniu tego słowa) terroryści, chcący zrównać cały świat z ziemią. Zamachy, zabójstwa i coraz to nowsze i bardziej wymyślne sposoby na szerzenie zła – czy to nie jest pewnym rodzajem science-fiction? Przykro to stwierdzić, ale patrząc na ostatnie wydarzenia w Europie i na całym świecie, serial można uznać za – w pewnym sensie – dokumentalny.

Przekroczenie granicy

Może to, co napisałem, jest w pewnym stopniu przesadą, ale wszystko nieuchronnie zmierza w tym kierunku. Paryż, Bruksela, Nicea, Berlin, Ukraina, Turcja, Syria, Tunezja. W ostatnich miesiącach byliśmy świadkami tylu przykrych wydarzeń, będących niejako upadkiem wszelkich obyczajów, wszelkiego ładu i – krótko oraz dosadnie mówiąc – porażką ludzkości, że aż w głowie się to nie mieści. Wszystko zlewa się w jedną wielką magmę. Z każdej strony jesteśmy zalewani samymi złymi informacjami. Strzelaniny w amerykańskich szkołach, walki na Ukrainie, zamach stanu w Turcji, bomby na belgijskich lotniskach, zabójstwa w Anglii, bombardowania w Syrii, ataki w Tunezji, Francji, Niemczech. I nawet wtedy, gdy chcemy odpocząć od rzeczywistości, odciąć się od biegu złych wydarzeń, zapomnieć o problemach, to nie możemy. Jakieś złe moce sprawiają, iż futbol – „najważniejsza z najmniej ważnych rzeczy” – będący dla wielu takową ucieczką, tą ucieczką być nie może.

Choć pewna granica nigdy nie została przekroczona, to nie jest to pierwszy przypadek, kiedy zło dobiera się do piękna sportowej rywalizacji. Przypomnijmy, że podczas meczu Francja-Niemcy miał miejsce pierwszy z wielu ataków w Europie. Ile razy mieliśmy potem odwoływane lub przekładane mecze? Niemcy-Holandia, spotkania ligowe w Anglii, Niemczech, Francji. Nigdy jednak celem terrorystów nie byli piłkarze. „Naruszono tabu. W wojnie z terroryzmem nie dokonywano zamachów na sportowców” – mówił redaktor naczelny Przeglądu Sportowego Michał Pol prosto z Signal Iduna Park.

Kto będzie bohaterem?

Nastały absurdalne czasy, w których idąc na stadion piłkarski, by przeżyć sportową rywalizację, prawdziwe emocje, człowiek musi obawiać się o życie. A z pozoru bezpieczne miejsce, jakim jest stadion, staje się siedliskiem strachu. Strachu, którym przesiąknięta jest cała Europa. Niepokojące jest to, że w obliczu tej ciągle przesuwanej granicy nie mamy herosa. Kogoś takiego jak Jack Bauer lub Eric Carter.

Choć trudno o takich zbawicieli, to dostrzegam pewnego wspólnego bohatera. Jest nim piłka nożna. Po prostu. Która – jak się okazuje – łączy, nie dzieli. Te obrazki, które można oglądać obecnie w internecie, w social mediach, naprawdę chwytają za serce. Kibice Borussii i Monaco wspólnie skandujący głośno „Dortmund! Dortmund!” na trybunach, władze klubowe BVB oferujące zwrot pieniędzy za bilety, czy moje ulubione: mieszkańcy Dortmundu pomagający zorganizować nocleg dla kibiców rywali, przyjmując ich pod własne dachy. Albo politycy, z różnych ugrupowań, stojący razem z piłkarską społecznością ramię w ramię, solidaryzujący się w walce przeciw złu. Okazuje się, że nawet najbardziej zwaśnione strony są w stanie działać ponad podziałami.

Rywalizacja ze strachem

Wczorajsze wydarzenia, choć okropne i przykre, dają iskierkę nadziei na lepsze jutro dla Europy i świata. Być może tak straszne rzeczy muszą się dziać, byśmy wreszcie się obudzili i zachowywali wobec siebie po ludzku, z sympatią, życzliwością, zwyczajnym szacunkiem do drugiego człowieka. „To daje nadzieję, że ludzkość nie eksterminuje się sama” – napisał na Twitterze Tomasz Smokowski, wrzucając zdjęcia wspólnie biesiadujących kibiców Borussii i Monaco.

Pamiętam, jak w trakcie pobytu we Francji podczas EURO 2016 napisałem w jednym z ostatnich tekstów na blogu „EURO okiem pilanina” kilka słów o bezpieczeństwie w trakcie turnieju. Choć był to czas ciągłego oglądania się za siebie, to niewątpliwie francuskie służby stanęły na wysokości zadania. Podsumowałem to tak: „W meczu futbol kontra strach jest już co najmniej 2:0”. Teraz – niestety – strach zdobył gola kontaktowego. Ale futbol odpowiedział błyskawicznie, odskakując od rywali na 3:1.

Post Author: Mateusz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *