Ci z Państwa, którzy regularnie mnie czytają, zdążyli już pewnie zauważyć, że fanem symetryzmu nie jestem. Na ogół nie pozwalam sobie na nic w rodzaju nacechowanego emocjonalnie przymiotnikarskiego wartościowania, ale dla tych z Państwa, którzy regularnie mnie nie czytają: uważam symetryzowanie za praktykę nieuczciwą, nieszczerą, tchórzliwą, abstrahującą od moralności, a nierzadko – wybaczą Państwo wejście na wysokie ce – relatywizującą nawet zło, najzwyczajniej w świecie. I to w dodatku – pod płaszczykiem wzniosłych idei obiektywizmu, bezstronności, niezależności w myśleniu, postawy konstruktywnie krytycznej. Bo każdemu, ociupinkę choćby, się jej przecież należy itepe itede. I tym sposobem dochodzimy do punktu, w którym paść musi słowo: ale…
Ale o ile do symetryzmu w jego ogólności bez kija podchodzić nie warto, o tyle bywają sprawy, w których nawet w patyk przeciwko symetryzmowi zaopatrywać się nie należy. Sprawy, w przypadku których warto nie z patykiem ani kijem szturmować, a z masywnym drągalem – tyle że nie na symetryzm, a z symetryzmem wespół.
Sprawą taką, gdzie z symetryzmem przeprosić się trzeba było i z jego pomocą dźwigać to ciężkie żelastwo, okazała się ostatnio flotyllowa misja humanitarna do Strefy Gazy. A konkretnie – reakcje na udział w wyprawie posła Franciszka Sterczewskiego. Konkretniej – reakcje dwie: jedna fejsowa, druga tłiterowa. Dwie, czyli okazja idealna, by stanąć pomiędzy nimi w równej odległości. I coby z lekka posymetryzować, czyli. Tak tak, wiem – zdeklarowanemu antysymetryście odbiło, bo nagle – jak w tej memowej templatce: friendship ended with antysymetryzm, now symetryzm is my best friend (tłum. przyjaźń z antysymetryzmem zakończona, teraz symetryzm jest moim najlepszym przyjacielem). Ale czy mogą Państwo mieć mi to za złe, jeśli z jednej strony czytamy, że posła należy wysłać do izraelskiego więzienia na reedukację w duchu jedynej słusznej moralności, a z drugiej – że Polska powinna odbić zakładników jak w holiłódzkim filmie akcji? Jak tu nie być symetrystą, kiedy moralność staje się językiem zemsty, a państwowość językiem łesternu?
A w rolach głównych sami siebie obsadzili: profesor filozofii, poczytny felietonista „Polityki” – Jan Hartman – oraz przywódca trzeciego sondażowo ugrupowania w Polsce, z poparciem – bagatela – piętnastoprocentowym, hobbistycznie, jak i zawodowo amator trunków około sześcioprocentowych, bo chmielowych – Sławomir Mentzen (ostatnio znany na Twitterze, przynajmniej w mojej bańce, jako toruńska cycolina – just sayin’, nie pytajcie Państwo).
Zajrzyjmy najpierw do medium Zuckerberga, w którym profesor napisał: „Za udział w propagandowej akcji nazistowskiej organizacji terrorystycznej Hamas Sterczewski powinien być sądzony i ukarany w Izraelu. W Polsce ma bowiem podwójny immunitet: parlamentarny i społeczno-polityczny. Wspieranie terroryzmu jest u nas ścigane, chyba że są to terroryści wyspecjalizowani w mordowaniu Żydów. Życzę polskim nazistom z hamasowskich kutrów, żeby posiedzieli sobie w jednym z cieplutkich więzień na pustyni Negew” – to jeszcze profesor, czy już scenarzysta izraelskiego Squid Game? „Oczywiście razem z palestyńskimi terrorystami pod jedną celą. Nauczy się, jak jest „J…ć Żydów!” po arabsku” + emotka wylewająca krokodyle łzy w konwulsjach śmiechu. Cóż, wyszedł profesor najwyraźniej z założenia, że skończyła się w Polsce epoka argumentów, a zaczęła epoka trybunałów. Skoro czasy się zmieniają, to i ludzie się zmieniają, toteż zdaje się, że z etyka przepoczwarzył się profesor w inkwizytora.
A teraz – piwosz u Muska: „Chciałbym żyć w kraju, który odbija swoich nielegalnie porwanych parlamentarzystów, niezależnie od tego, z jakiej opcji politycznej pochodzą” – znaj łaskę pańską. „A jeśli nie jest w stanie ich odbić, to chociaż odpowiada symetrycznie” – wszędzie ten symetryzm, dajcie spokój – „żeby mieć zakładników na wymianę. Chciałbym, żeby wszyscy wiedzieli, że z Polakami się nie zadziera. Żeby wszyscy, z Izraelem włącznie, wiedzieli, że nie zostawiamy swoich obywateli. Chciałbym też, żeby nasz szef MSZ nie drżał przed Izraelem i nie wybielał ich zbrodni wojennych”. Nie wiem co Państwo sądzą, ale myślę, że dostrzeżenie zbrodni wojennych to – jak na prawicowca – już i tak sporo. Co nie zmienia faktu, że pomylił chyba Mentzen państwo z klubem rugby. Albo naoglądał się za dużo filmów akcji i uwierzył, że państwo to drużyna komandosów z godłem Orła Białego na ramieniu, która śmiało może porwać gromadkę żydowskich dzieci w trakcie ich wizyty w Oświęcimiu.
Oto dwa równoległe światy, dwa moralne uniwersa – ba, dwie wizje polskości, których pogodzić się nie da. Jedna pragnie sądzić, karać, resocjalizować. Druga – odbić, porwać, wymienić. Moralna wyższość wrażliwa na cierpienie jednej grupy ludzi i ślepa na cierpienie drugiej. Kontra – heroiczna potęga, bo przecież „z Polakami się nie zadziera”. Chęć niesienia pomocy cierpiącej grupie jako nazizm. Kontra – fantazja dokonania zbrodni wobec państwa popełniającego zbrodnie jako sprawiedliwość – w myśl geopolitycznej moralności Kalego: oko za oko, zakładnik za zakładnika. Zwalczanie wszelkich przejawów antysemityzmu – im bardziej wydumanych, tym mocniej. Kontra – chłopięca fantazja w myśl turbo-suwerenistycznej wizji wojny totalnej prowadzonej przez państwo testosteronowe. Słowami kilkoma: moralista-inkwizytor kontra piwosz-komandos.
Wybaczą Państwo – czasami nie sposób nie być symetrystą.
PS A, no i rzeczywiście dwa narody wybrane to chyba jednak o dwa za dużo.