Kryzys drużyny czy trenera?

W ostatniej ligowej potyczce Borussia Dortmund doznała upokarzającej porażki w Darmstadt. Dla zespołu „Lilii”, który okupuje – o zgrozo – ostatnią pozycję w tabeli ze stratą siedmiu „oczek” do pierwszego bezpiecznego miejsca, była to dopiero trzecia wygrana w sezonie.

Drużyna prowadzona przez Torstena Fringsa zwycięstwo zawdzięcza przede wszystkim tragicznej postawie przeciwników, którzy zagrali jeden z najgorszych meczów za kadencji Thomasa Tuchela. Jeżeli w ogóle nie najgorszy. W grze Borussii brakowało niemal wszystkiego – tempa, zaangażowania, walki, jakości, chęci, dokładnych podań, składnych akcji, koncentracji. Tak bezradny Dortmund widziałem w ostatnim sezonie Juergena Kloppa.

W meczu z czerwoną latarnią ligi gra dortmundczyków opierała się w dziewięćdziesięciu dziewięciu procentach na podaniach wzdłuż własnej połowy. Przebłyskiem zagubionego geniuszu była akcja zwieńczona bramką.

Thomas Tuchel – po wstydliwej porażce – ma powody do obaw. Były coach Mainz musi szybko sobie wszystko poukładać, by przywrócić grę drużyny na właściwe tory. W innym przypadku jego przygoda w Dortmundzie może nie potrwać długo…

Nie wiedział o transferze

W ostatnich tygodniach media w Niemczech donosiły o oziębieniu się relacji obecnego trenera Borussii z władzami klubu. Dowodem miało być to, iż Tuchel nie wiedział o pozyskaniu Aleksandra Isaka. Niemieckie media twierdziły, że trener BVB nie został poinformowany o zakontraktowaniu Szweda z AIK Solna, a transakcję mieli w całości przeprowadzić prezes klubu Hans-Joachim Watzke oraz dyrektor sportowy Michael Zorc.

Zarówno Zorc, jak i Tuchel zdementowali tę plotkę, lecz pamiętajmy, że w każdej plotce jest trochę prawdy. Okazało się, że szkoleniowiec zespołu z Zagłębia Ruhry nie uczestniczył w negocjacjach ani nie prosił o kupno nowego napastnika. Mało tego! O tymże ruchu został poinformowany praktycznie w momencie jego finalizacji. A o samym istnieniu 17-latka nawet nie wiedział!

Ta historia potwierdzałaby rewelacje mediów. Przecież do tej pory do żadnego transferu w życiu nie doszłoby bez zgody trzech osób: Watzke, Zorca i Tuchela właśnie. To trio uczestniczyło przy każdym transferze. Do tego dwaj wspomniani włodarze klubowi oraz trener musieli być jednomyślni, a decydujący głos i tak miał szkoleniowiec. Bo to w końcu on – w pierwszej kolejności – odpowiada za drużynę i jej wyniki. To on wie najlepiej, jakich piłkarzy potrzebuje.

Teraz harmonijny system transferowy, który w Dortmundzie funkcjonował jeszcze za kadencji Juergena Kloppa został zachwiany, co niczego dobrego na pewno nie oznacza.

Niezadowalająca forma

Podstawy do pogorszenia się relacji włodarzy klubu z Tuchelem są. Wygląda to bardzo prosto i przejrzyście: wyniki są niezadowalające. W parze z nimi idzie również tragiczny, usypiający wręcz styl. Po przerwie zimowej obejrzałem wszystkie mecze Borussii – zarówno cztery ligowe potyczki, jak i dwa spotkania pucharowe – 1/8 finału Pucharu Niemiec z Herthą oraz pierwsze spotkanie na wiosnę w Lidze Mistrzów z Benfiką Lizbona. Wszystkie te mecze w wykonaniu podopiecznych Thomasa Tuchela były co najmniej bardzo przeciętne. Piłkarze BVB nie potrafili zagrać nawet jednej równej połowy. Grając w przewadze liczebnej przez większość spotkania, tak jak z Werderem Brema, ledwo dowożą zwycięstwo 2:1. Z kolei wspomniane już wcześniej starcie z Darmstadt powinno być receptą na sen. Jedynym problemem jest to, że meczu nie było w telewizji, więc nie można było go nagrać, by służył jako usypiacz.

Nie mam wątpliwości, że ten sezon nie będzie tak udany jak poprzedni. Ba, za kilka miesięcy może się okazać, iż obecna kampania będzie gorsza nawet od pożegnalnego sezonu Kloppa w Dortmundzie. I wcale nie jest to tak odległy scenariusz. W górnej części ligowej tabeli jest bardzo ciasno. Co prawda wicemistrzowie Niemiec okupują obecnie czwartą lokatę, która jest ostatnią gwarantującą udział w Lidze Mistrzów (w zasadzie w czwartej rundzie eliminacyjnej, ale wiadomo, że dla żadnego niemieckiego zespołu przebrnięcie przez play-offy nie stanowi wyzwania). Idźmy dalej: zespół z Zagłębia Ruhry w dwóch ostatnich rundach Pucharu Niemiec miał ogromne problemy z wyeliminowaniem przeciwników. Ostatecznie – w obu przypadkach – decydowały karne. Zatem nietrudno sobie wyobrazić, iż Borussia nie podoła silniejszym rywalom niż drugoligowy Union lub Hertha. Z kolei science-fiction byłby triumf w Lidze Mistrzów. Tym bardziej, jeżeli spojrzymy, jak „żółto-czarni” męczyli się z Benfiką. I choć mieli przewagę przez osiemdziesiąt minut, to walili głową w mur. Pewnie Portugalczyków wyeliminują i zameldują się w ćwierćfinale, ale tam czeka Real, PSG, Juve i Bóg wie kto jeszcze.

Czy on wie co robi?

Z drugiej strony nie można zwalić wszystkiego na Tuchela, bo po fantastycznym poprzednim sezonie zespół opuściły trzech kluczowych piłkarzy. Zostali zastąpieni – za zgodą całego tria – samymi młodymi i nieopierzonymi zawodnikami, którzy dopiero wchodzą w świat wielkiej piłki. Trzeba było liczyć się z tym, że może to słono kosztować. Jak pokazują obecne rozgrywki – płacenia frycowego w Dortmundzie nie uniknęli.

Jednak Tuchel często sprawia wrażenie, jakby nie wiedział, co robi. Wystarczy spojrzeć na wyjściowe jedenastki z kilku ostatnich spotkań. W oczy rzuca się przesadna dominacja defensywnych zawodników. Dziwnym jest, że trener Borussii chce oprzeć ofensywną grę zespołu na wahadłowych, którzy są bocznymi obrońcami (vide Durm, Schmelzer), mając w odwodzie całą plejadę ofensywnych graczy (vide Götze, Castro, Kagawa, Schurrle).

Czara goryczy w Dortmundzie się już przelała i wątpliwe, czy zarząd zachowa tę cierpliwość do końca rozgrywek, jeżeli nie będzie progresu. Thomas Tuchel musi zrozumieć kilka rzeczy i zacząć zmieniać już teraz. Chyba że teraz jest już za późno…

Post Author: Mateusz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *