„Rutkowski, gdzie ten napastnik?” – śpiewali na przełomie lipca i sierpnia przy Bułgarskiej kibice Lecha Poznań. Fani „Kolejorza” byli wielce zniesmaczeni brakiem wzmocnień przed tegorocznym sezonem, które hucznie zapowiadał prezes klubu Piotr Rutkowski. Jak to w Poznaniu często bywa – skończyło się na zapowiedziach. Jednak po słabym początku sezonu okazuje się, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło…
Było blisko pucharów
Lech – po nieudanym sezonie 2015/16, w którym zajął dopiero piąte miejsce w ekstraklasie, nie kwalifikując się do europejskich pucharów – przystępował do tegorocznej kampanii z wielkimi nadziejami, które rozbudziła końcówka zeszłych rozgrywek. Zgoła inna niż pierwsza część sezonu, kiedy to wili się w konwulsjach porażek. Wtedy bardziej prawdopodobny był spadek „Dumy Wielkopolski” z ekstraklasy niż kwalifikacja do Ligi Europy.
Jednak przegrana w finale Pucharu Polski z Legią oznaczała, że jedyną szansą na dalsze występy w Europie pozostała liga. Lechowi, dzielnie i wytrwale walczącemu do ostatniej kolejki, ostatecznie się nie powiodło. Choć rozpędzona ekipa 7-krotnych mistrzów Polski spokojnie tę promocję do pucharów by wywalczyła, gdyby sezon potrwał kilka kolejek dłużej.
Cięcie kosztów i zmiany kadrowe
Brak kwalfikacji do Ligi Europy oznaczał jedno: cięcie kosztów. Co jest chyba czymś normalnym. W końcu kiedy nie dostaje się premii, to nie kupuje się nowego auta z salonu. W ramach tych cięć, klub był zmuszony kogoś sprzedać za duże pieniądze. Odszedł Karol Linetty. Teraz wychowanek Sokoła Damasławek dobrymi występami w barwach Sampdorii Genua wzbudził zainteresowanie potęg – między innymi AS Romy i Borussii Dortmund. W przypadku kolejnego transferu reprezentanta Polski, Lech będzie mógł liczyć na procent od kolejnego przejścia.
Sporymi osłabieniami były odejścia wspomnianego Linettego oraz Kamińskiego, któremu wygasł kontrakt. Umowy skończyły się również Ceesayowi i Lovrencsicsowi. Oprócz tego klub rozstał się definitywnie z Thomallą. Nie zdecydowano się na wykupienie Volkova i Holmana. Z kolei z wypożyczeń do Poznania wrócili Bednarek i Formella. Kontrakt podpisano z Majewskim. Wypożyczono Makuszewskiego. I powitano nowego bramkarza – Matuša Putnocky’ego, który miał zostać pierwszoplanową postacią. I od razu takową się stał. Tylko on spośród wymienionych zawodników.
Zmiana trenera dobrze zrobiła
W pierwszych siedmiu ligowych spotkaniach Lech zdobył ledwie osiem punktów, strzelając sześć goli i tracąc dziewięć. Jeżeli pod uwagę weźmiemy tylko pierwsze cztery mecze, to bilans ekipy z Wielkopolski był wprost fatalny. Jedno „oczko”, jeden strzelony gol i aż osiem straconych. Wówczas zaczęto spekulować o zmianie szkoleniowca. Zarząd jednak przeczekał.
Kiedy wydawało się, że Lech obrał prawidłowy kurs i będzie regularnie punktował, stała się rzecz niespodziewana – zwolnienie Jana Urbana. Taka decyzja wydawała się bezsensowna. Ale okazało się, że miała ręce i nogi. Nowy szkoleniowiec Nenad Bjelica nie tyle odmienił wyniki zespołu, bo te zaczynały wyglądać przyzwoicie jeszcze za kadencji poprzednika, ale odmienił poszczególnych zawodników. Makuszewski był zwykłym jeźdźcem bez głowy na początku swojej przygody z „Kolejorzem”, a dziś jest czołowym skrzydłowym ligi. Majewski miał błyszczeć w środku pola, ale do tej pory błyszczał jedynie w wywiadach. Teraz steruje grą zespołu i zaczął strzelać. Po Kamińskim nikt już nie płacze, bo defensywą rządzi młody Bednarek. Odżył Jevtić. Najdłużej trzeba było czekać na napastników…
Transformacja strzelców
Nieopierzony nastolatek, o którym wszyscy mówią, że jest największym polskim talentem, ale goli w ogóle nie strzela, stary zawodnik, który jest drewniany i ostatnie miesiące się leczył, a nie grał i zagraniczny przeciętny napastnik z nadwagą. Kownacki, Robak, Nielsen – kiedy patrzyłem na listę napastników, to było mi aż żal Lecha, bo w pamięci kibiców ciągle są obecni Rudnevs, Lewandowski czy Teodorczyk.
Natomiast zarówno Kownacki jak i Robak przeszli niesamowitą transformację. Ten pierwszy ma obecnie na koncie trzy trafienia, a ten drugi dziesięć, co daje mu pierwszą pozycję w klasyfikacji strzelców.
Odpowiednia ręka trenera
Nenad Bjelica udowodnił, że w piłce bardzo ważną rzeczą jest odpowiednie podejście do zawodnika. I odpowiednie traktowanie. Jeden potrzebuje, by trener był dla niego ojcem, inny dobrym kumplem, a kolejny katem. Chorwat musi być dobrym psychologiem i mieć dobrą rękę do piłkarzy, skoro tak szybko dotarł do tej dwójki, która była zablokowana psychicznie przez oczekiwania. Teraz nadeszło nowe rozdanie, każdy miał czystą kartę, nie było równych i równiejszych. Tylko pozazdrościć Bjelicy tej odpowiedniej ręki, bo nie każdy trener ją ma…