„Wygraj albo spadaj” – taki komunikat wydały duńskie portale selekcjonerowi Åge Hareide. Norweg przejął drużynę po Mortenie Olsenie, któremu nie udało się awansować z czerwono-białymi na EURO 2016. Teraz, po rozegraniu ledwo trzech meczów o stawkę, media domagają się zmiany szkoleniowca. Dokąd ten piłkarski świat zmierza?
Zmiana pokoleniowa
Po bardzo owocnym dla Danii okresie i udanych wielkich turniejach, przyszedł czas na zmianę pokoleniową. Odeszły ważne postacie, a w ich miejsce przyszli nowi, młodsi piłkarze, którzy długo nie mogli dostosować się do wymagań i poziomu. Przez to złoci medaliści EURO 1992 nie zagrali na mundialach w RPA i Brazylii oraz tegorocznym europejskim czempionacie. Pomimo tego, że we Francji wystąpiły aż dwadzieścia cztery drużyny, czyli niemal połowa kontynentu.
Skandynawska ekipa wygląda obecnie bardzo słabo. W ofensywie nie istnieje, co pokazała na Narodowym. Z kolei w obronie popełnia masę prostych i kosztownych błędów. Ale czy to wszystko oznacza, że można wymierzać już wyroki? Czy naprawdę w obecnym futbolu nie możesz przegrać ani razu, by przetrwać i zachować posadę? Nie możesz mieć słabszego momentu? Trzeba wszystko wygrywać? Nie dostaniesz ani trochę czasu na budowę drużyny?
Zwalnianie jest takie łatwe
Dzisiaj mamy czasy pieniądza, komercji, marketingu. Liczy się droga sprzedaż biletów i koszulek z nazwiskami największych futbolowych gwiazd. A sprzedaż ta – co zdaje się być czymś naturalnym – nie idzie tak dobrze, kiedy wyniki nie satysfakcjonują kibiców. A w dzisiejszych czasach kibice są usatysfakcjonowani wyłącznie wtedy, kiedy ich drużyna odnosi zwycięstwa. Nie zadowolą się progresem, rozwojem piłkarzy, zgrywaniem się poszczególnych zawodników czy całych formacji, golem lub asystą swojego ulubieńca. Albo mniejszymi rozmiarami porażki niż ostatnio bądź remisem. Nie wyciągną żadnych pozytywów. W końcu liczy się tylko zwycięstwo. Wygrasz – zostajesz. Przegrasz – możesz spadać (i to nie do niższej ligi).
Z kolei tych, którzy mają profity ze sprzedaży koszulek i innych gadżetów satysfakcjonuje tylko jedno – pieniądz. W portfelu musi się zgadzać. A zgadza się wtedy, kiedy są wyniki. Kiedy ich nie ma, to trzeba zwolnić trenera. W końcu to takie logiczne, łatwe, proste i przyjemne.
Trudne czasy dla trenerów
Ubolewam nad faktem, w jakich absurdalnych czasach się obecnie znajdujemy. W czasach, w których trener znaczy tyle, co nic. Można go zbesztać, obrazić, oczernić, obwinić i na końcu zwolnić. Bo to w końcu on gra na boisku wraz ze swoim sztabem szkoleniowym. To oni, wspólnie, zakładają ochraniacze, getry, buty i krótkie spodenki. To oni wychodzą na boisko i grają.
W istocie to piłkarze grają, odpowiadając za wynik w takim samym stopniu, co trener. Trener i drużyna żyją w symbiozie. To system naczyń powiązanych. Jednego nie byłoby bez drugiego i odwrotnie.
Wiadomo, że nie każdy trener okazuje się odpowiednim człowiekiem na odpowiednim miejscu. Ostatnio pisałem chociażby o André Schubercie – coachu Borussii Mönchengladbach, który nie spisuje się w roli trenera „Źrebaków”. Ale każdy zasługuje na szansę. A trzy albo cztery mecze szansą nazwać definitywnie nie można.
Zmienność poglądów
„Social media wywróciły świat do góry nogami, zawodnik dużego formatu doświadcza wszelkich rejestrów emocji – od uwielbienia (zazwyczaj, co za zaskoczenie, po dobrym meczu) i hejtu (kiedy coś poszło nie tak)” – pisał kilka dni temu były już wicenaczelny Przeglądu Sportowego, Przemek Rudzki, który w swoim felietonie o Grzegorzu Krychowiaku zwrócił uwagę na ważne zjawisko. Ludzie cię uwielbiają po dobrym meczu, a kiedy masz dołek formy i problemy z grą, to jesteś najgorszy i się nie nadajesz. Tak samo było z reprezentacją Polski, która po EURO była najlepsza na świecie, a po remisie z Kazachstanem Nawałka był do zwolnienia. I tak samo jest teraz z Hareide – po pierwszym meczu był miłowany w Danii, a po trzech każą mu spadać.
Hareide musi teraz zdobyć komplet punktów w meczu z Kazachstanem, by – przynajmniej w oczach zmiennych duńskich mediów – utrzymać posadę. Mam nadzieję, że podejścia nie zmieniła duńska federacja. Oby nie okazało się, że jest tak samo zmienna i nudzi ją stabilizacja…