Nasizm i paradoksy

Wszyscy mamy jakąś potrzebę przynależności. Wyrażaną na różne sposoby. Choćby poprzez identyfikowanie się z innymi. Najczęściej dzięki jednemu prostemu wyrazowi – nasz. To poznawcze mapowanie rzeczywistości i nadawanie jej ram konstrukcyjnych pozwala nam mieć naszych kumpli od piątkowego piwa, naszą sąsiadkę spod trójki, naszą panią z warzywniaka. Naszą rodzinę, nasze środowisko zawodowe, naszą lokalną społeczność etc. Mamy naszych ulubionych sportowców, muzyków, pisarzy, a niektórzy zapewne i jutuberów, tiktokerów czy innych tam influenserów. E tam, naszych ulubionych – po prostu: naszych piłkarzy, nasze aktorki, niekiedy i naszych polityków. Bez względu na to, czy znamy ich osobiście, czy słowo choć raz z nimi zamieniliśmy, czy rękę choć raz im uścisnęliśmy. By zejść z poziomu ogólnej teorii do konkretnego świata praktycznego: mam mojego Lewandowskiego, bo kibicuję mu żarliwie od półtorej dekady, z wypiekami na twarzy oglądam wszystkie jego mecze, jestem w ekstazie po każdym Roberta – no właśnie, dla mnie Roberta (bynajmniej dlatego, że go znam) – golu; mam moją Kasię Smutniak, bo – tak jak ja – jest z Piły i chodziliśmy do tego samego liceum; mam mojego premiera Tuska, bo… A dobra, tego może już nie będę rozwijał. Słowami kilkoma: naszowanie innych to nie tylko przynależność i wspólnota – to także wyraz sympatii, potrzeba utożsamienia się z sukcesem. Czasem zawłaszczenia sukcesu – jak w tym wiralowym urywku z serialu „1670”, gdy szlachcic mówi: „Jesteś swój chłop”, a po chwili przychodzi chwila szczerej refleksji. „Tak się tylko mówi. Oczywiście jesteś mój chłop”.

By jeszcze niżej zejść z tą analizą świata praktycznego: żyjemy w Polsce 2025 roku. Ergo w państwie narodowym niezmiennie. Toteż naszujemy i po narodowemu właśnie, w duchu permanentnego wzmożenia patriotycznego. Są nasze symbole narodowe, są nasze mity założycielskie, są nasze kody kulturowe. I tych wszystkich rzeczy osobowe ucieleśnienia – nasi bohaterowie narodowi, nasz papież, nasi wieszczowie itepe itede. Są i nasi chłopcy, którzy mężnie i dzielnie przelewali krew na frontach niezliczonych wojen. Gdzie zabijali wrogów w obronie i ginęli w ich atakach – bo wiadomo, że nasi chłopcy zawsze się bronili i nigdy nie atakowali. Zawsze i wszędzie w imię wolności ojczyzny i nadziei na jej przetrwanie. Ale czy aby na pewno?

Na pewno w świecie państw narodowych. I nacjonalizmu – ideologii czyli, której produktem najdoskonalszym, okazem absolutnie najznamienitszym, ba – perłą w koronie po prostu, jest państwo narodowe właśnie. I fenomen tego, czym naród współcześnie jako konstrukt jest: jak go rozumiemy, jakie znaczenia mu przypisujemy, jak rozpycha się łokciami w naszej zbiorowej świadomości, jak kolonizuje nasze tożsamości i dominuje nasze autodefinicje. Tak, w świecie nacjonalistycznej matrycy poznawczej, funkcjonującej jak smartfonowe ustawienie fabryczne, nasi wiecznie krzywdzeni chłopcy zawsze ginęli w męczarniach i niewyczerpywalnych pokładach niewinności. Bestialsko zgładzani w niesprawiedliwych, niczym nieuzasadnionych napaściach krwiożerczych hord diabelsko-lucyferskich wrogów z piekła rodem. My kontra oni. Nasi przeciwko ich. Awers i rewers. Białe i czarne. Czyste dobro i brudne zło. Biedny Polak w polskim mundurze i zombiarsko zgniłe szkopy, ruskie i inne nieludzkie twory i stwory. Prosty obraz świata, czego nie rozumiesz, relatywizujący wszystko nihilistyczny lewaku nowocześniarski? Martyrologia, męczeństwo, cierpiętniczość, bohaterstwo, poświęcenie. Oto my, polscy nacjonaliści nasistyczni, i nasza zmitologizowana historyczna wizja polskości. Albo nacjonalistyczni nasiści, jak już Państwo wolą.

Nie dziwota więc, że gdy sterylnie wypastelowany obraz świata zaczyna się nieco komplikować, i gdy pojawiają się nieśmiało pierwsze odcienie szarości, nacjo-nasiści gubią się jak pisowiec na lekcji etyki. No bo jak to tak, chcesz mi pan powiedzieć – wyobrażam sobie konfuzję rodowitego nasisty – że nasi chłopcy nie zawsze cierpieli? Że co niby, że co? Że też zadawali cierpienie? I to nie tylko w obronie własnej i ojczystej? Albo że… panie, chyba nie posuniesz się pan do bluźnierstwa antypolskiego, że nasi chłopcy byli też w tym… Wehrmachcie, tfu, dajmy na to? Ale… niby jak? Po co i dlaczego? Jakim cudem? Jacy to niby nasi chłopcy?! Co pan wygadujesz…

…nie ja, tylko autorzy gdańskiej wystawy muzealnej „Nasi chłopcy. Mieszkańcy Pomorza Gdańskiego w armii III Rzeszy”. Bach, tytuł w nasistowski świat, i wtem ruszyły po betonie oburzone nacjonalistyczne konie. Od Mariusza Błaszczaka dowiedzieliśmy się na przykład, że to „jawna realizacja niemieckiej narracji” – bo przecież wiadomo powszechnie, że stwierdzenie faktu o dziesiątkach tysięcy siłą wcielonych do nazistowskiej armii Pomorzan to jawna realizacja niemieckiej narracji, a nie stwierdzenie faktu; cóż, w jawnie realizowanej nacjo-nasistowskiej narracji z pewnością. „Nasi chłopcy to AK, Żołnierze Wyklęci, powstańcy, ofiary Katynia i Woli. Nie ci w mundurach III Rzeszy” – to z kolei Piotr Müller, jakby w duchu parafrazy Kazika – nasz mundur jest lepszy niż ich. Taki oto, drodzy Państwo, nacjonalistyczny paradoks: sami nacjonaliści przez ostatnie kilka wieków pieczołowicie ustalali reguły narodowej gry, cyzelując kryteria przynależności do narodu, by bić pałką po głowie każdego, kto ośmieli się te reguły kwestionować. A gdy się do nich stosujemy, zdają się nasiści nacjonalistyczni mówić: nie, nie patrz na język, na kulturę, wyznanie, miejsce zamieszkania – na mundur patrz!

I na koniec prawicowy fajnal bos – Duda Andrzej Sebastian, ekspert od teorii socjologicznej Benedicta Andersona – wszak to właśnie Duda mówił o wyimaginowanej wspólnocie w kontekście Unii Europejskiej, dokonując autorskiej wariacji pojęcia wspólnoty wyobrażonej. Naród bowiem, jak pisał Anderson, nie jest bytem obiektywnym, a wspólnotą wyobrażoną – istnieje tylko dlatego, że ludzie wyobrażają sobie, że do niej należą. A co Duda w temacie wspólnoty wyimaginowanej nie europejskiej, tylko polskiej? „Nie ma zgody na relatywizowanie historii!” – no tak, bo relatywizacją jest wszystko, co podburza solidne fundamenty zmitologizowanego obrazu polskości. „Przedstawianie żołnierzy III Rzeszy jako „naszych” to nie tylko fałsz historyczny, to moralna prowokacja” – pomińmy już wątek, że kultura wedle wszelkich założeń ma prowokować. Do myślenia, wyzwalania się z okowów poznawczych pułapek etc. A czego jak czego – tego prawicy by się trochę przydało. „Polacy, jako naród, byli ofiarami niemieckiej okupacji i niemieckiego terroru, a nie jego sprawcami, czy uczestnikami” – no tak, tak samo jak masowo ratowali Żydów, czyż nie, panie prezydencie? „Takie działania podważają fundamenty naszej tożsamości i godzą w szacunek dla Ofiar” – widzicie Państwo, a nie mówiłem z tymi fundamentami? „Kto relatywizuje zbrodnie, ten rozbraja sumienie narodu” – bardzo ładne zdanie. Ale dlaczego mam wrażenie, że autorstwa czata dżipiti albo innego groka?

Wyznam Państwu, że uważam się za postmodernistę. Żyjemy w czasach ponowoczesnych, gdzie wszystkie tożsamości są płynne i konstruowane na bieżąco w odniesieniu do porządkujących rzeczywistość stałych kategorii. Które pozwalają ją upraszczać. Potrzebujemy ich, by rzeczywistość opisać i spróbować zrozumieć. Pytanie brzmi jednak – jak te stałe kategorie traktować? Doktrynersko? Zero-jedynkowo? Jak świętość? I czy pojęcie narodu w wersji nasistowskiej ma być dominującym w dyskursie publicznym? Jedynym? Ważniejszym niż klasa, zawód, miasto, region?

Mam na ten temat swoją opinię, ale wiem jak jest. Skoro nasz – dobra, nie będę się wypowiadał za Państwa – mój, bo Adam Szłapka, rzecznik mojego premiera, mówi, że „tytuł tej wystawy jest nieakceptowalny. Nazwa jest niedopuszczalna i zgadzam się z tymi, którzy ją krytykują. Trudno mi się zgodzić na tak niefortunne nazwanie ważnego tematu”. No, to co się dziwić, że nacjonalistyczni nasiści triumfują, skoro liberał mówi ich językiem?

PS A ja się będę musiał zastanowić, czy nie powinienem postąpić jak nacjo-nasiści, którzy uznali, że nasi chłopcy z Wehrmachtu nie są nasi, mimo spełniania przez nich wszystkich kryteriów przynależności do wspólnoty narodowej? Czy mój Szłapka jest jeszcze mój? Zastanowię się i dam Państwu znać.

Post Author: Mateusz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *