Ufffffff. Co za ulga. Ciśnienie puściło. Osiem lat minęło. Koniec PiS-u. Wielki triumf demokracji. Wybaczą Państwo patetyczność, ale wzruszenie było. Na dowód tego, że wzruszenie było przyznam się Państwu, że po godzinie 21 w niedzielę zachowałem się zgodnie z nazwiskiem. Niedowierzanie, że to wreszcie koniec wciąż jest. Pełnoletniość i połowa lat nastoletnich, a więc całe świadome życie polityczne spędziłem z pisowcami u władzy. Trudno w takiej sytuacji przejść nad wygraną demokratów do porządku dziennego. Jeden dzień i jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki pisowców nagle nie ma. Niebywały sukces. Brawo Koalicja Obywatelska i wyborcy Koalicji Obywatelskiej, brawo Trzecia Droga i wyborcy Trzeciej Drogi, brawo Lewica i wyborcy Lewicy. Brawo i dziękuję.
„To czwarte zwycięstwo w wyborach parlamentarnych i trzecie z kolei. To wielki sukces naszej formacji, naszego projektu dla Polski” – powiedziała była już pierwsza osoba w byłym już państwie PiS. Skłamałbym, gdybym stwierdził, że zaskoczył mnie Kaczyński opowieścią o pisowskim sukcesie i zwycięstwie niezależnie od sumy mandatów dla demokratów. Gdyby nastąpiła mijanka PiS-u z KO, wtedy można by się dopiero zastanawiać, czy to też byłoby jeszcze czwarte zwycięstwo w wyborach parlamentarnych i trzecie z kolei oraz wielki sukces naszej formacji, czy już może nie. Wówczas może nie usłyszelibyśmy o zwycięstwie faktycznym, ale o zwycięstwie moralnym jak najbardziej, a wiadomo, że moralne jest ważniejsze od faktycznego, więc zwyciężylibyśmy, my pisowcy, więcej niż faktycznie. I o sfałszowanych wyborach etc.
Życie w państwie pisowskim dobiegło końca. Końca nie dobiegło jednak życie w świecie teorii pisowskiej. Że Kaczyński mówiąc o czwartym zwycięstwie w wyborach parlamentarnych i trzecim z kolei, i o wielkim sukcesie naszej formacji… mówił o tym czwartym zwycięstwie, trzecim z kolei i o wielkim sukcesie jakby bez przekonania, widać było jak na dłoni. Że wszyscy pisowcy zgromadzeni w wieczór wyborczy wokół Kaczyńskiego robili dobrą minę do złej gry, też. Że zdają sobie pisowcy sprawę, że nastał ich koniec i że nawet, cytując klasyka, przejechanie ciężarnej zakonnicy na pasach przez każdego nowego posła demokratycznej większości tego nie zmieni, jak najbardziej też. Nawet na tak odklejone od rzeczywistości towarzystwo okazują się istnieć sposoby na przynajmniej chwilowe go do niej przyklejenie, choćby na jakiś najtańszy klej w sztyfcie.
Mimo to nie brakuje pisowców wciąż mówiących o zwycięstwie i szansie na utworzenie rządu. Ze względu na przyzwyczajenie do świata teorii pisowskiej bardziej zaskoczyli mnie jednak pisowcy, których najwyraźniej nie trzeba było sprowadzać na Ziemię z aż tak daleka albo których przyklejono do podłoża przy pomocy super glue. „Nie będziemy łagodną i zgodliwą opozycją, ale również nie totalną” – powiedział w dniu ogłoszenia oficjalnych wyników Ryszard Terlecki. „Zawsze jestem optymistą, chociaż tymczasowo zło zwyciężyło w Polsce. Jeszcze oczywiście przed nami czas, być może zdarzy się jakieś otrzeźwienie wśród niektórych na opozycji, natomiast rzeczywiście będziemy najprawdopodobniej naprawdę demokratyczną opozycją” – to z kolei Marek Suski. „Nie możemy oszukiwać ludzi, że będziemy rządzić. Koalicja z PSL-em to bajki, oddajemy władzę” – a to już Kacper Płażyński.
Więc gdzie tu życie w świecie teorii pisowskiej, skoro mówią już niektórzy pisowcy otwartym tekstem, że nie zmontują większości i że przechodzą do opozycji, ktoś mógłby spytać. Przecież po początkowym robieniu dobrej miny do złej gry i mówieniu o zwycięstwie najwyraźniej nawiedziło pisowców otrzeźwienie umysłowe, wyobrażam sobie, że mógłby ktoś z Państwa mi zarzucić. Wypowiedzi Terleckiego, Suskiego i Płażyńskiego wrażenie o życiu w świecie teorii pisowskiej jedynie potęgują. Nie ma co się czarować, nie zmontujemy koalicji, przechodzimy do opozycji, mówią jedni pisowcy. Nic nie jest jeszcze rozstrzygnięte, to my wygraliśmy wybory, bo byliśmy pierwsi, przecież nie jest powiedziane, że nie możemy utworzyć rządu z kimś, z kimkolwiek tak naprawdę, mówią inni pisowcy. Przemysław Czarnek na przykład powiedział tak: „Jeśli chodzi o możliwość dalszego rządzenia: jako że wygraliśmy te wybory i to wyraźnie – milion głosów przed Koalicją Obywatelską – w związku z tym spodziewamy się, że pan prezydent to właśnie nam i naszemu kandydatowi powierzy misję formułowania rządu, desygnuje naszego kandydata na prezesa Rady Ministrów i to my będziemy tworzyć rząd”. Można by na tej podstawie dopatrywać się wśród pisowców różnicy zdań, opisywać sytuację jako spór w pisowskiej doktrynie, obśmiewać pisowców, że dopiero odebranie im władzy wprowadziło wewnętrzny pluralizm poglądów i stanowisk, pisać o rozdwojeniu jaźni, rabinach, którzy się wypowiedzieli itepe itede. Można, tylko pytanie po co. Po raz pierwszy w sporze pisowca z pisowcem jestem po stronie pisowca któregokolwiek. I, dodajmy, pisowcem tym nie jest Czarnek. Pisowcami tymi są ci, którzy otrzeźwieli. Otrzeźwienie to nie jest takim otrzeźwieniem, że okazują pisowcy ci skruchę za osiem lat, o nie, co to to nie, otrzeźwienie to ogranicza się do właściwego oglądu rzeczywistości, że przegrali czyli, ale dobre i to.
Mimo otrzeźwienia kilku pisowców, pisowcy w swojej masie oczekują, że Duda powierzy im misję utworzenia rządu. Bo co ci zdrajcy Polski z opozycji sobie wyobrażają – myśmy przegrali, bo doskonale wiemy, że demokraci są przeciwko nam zjednoczeni i że nikt z nami rządzić nie będzie, ale żeśmy wygrali, bośmy pierwsi. My pierwsi, to nam się misja tworzenia rządu po prostu należy! Bo taki zwyczaj, tradycja. Więc misja tworzenia rządu od prezydenta tym bardziej nam się należy. I cóż z tego, że rządu na pewno nie utworzymy, bo, jak słyszymy, koalicja nawet z PSL-em to bajki. My pierwsi w wybory, my pierwsi w misja powołania rządu. Takie reguły gry, tzw. jeszcze opozycjo demokratyczna. Musisz poczekać. A swoją drogą a nuż, może nam się jednak jakimś cudem ten rząd zmontować uda? W końcu nie jest powiedziane, że nikt nie będzie chciał z nami rządzić. Tak będzie na sto procent, bo ktoś tak twierdzi? Kto, że wszystkie partie demokratyczne niby? Przecież jesteśmy normalną partią demokratyczną, która trzeci raz z rzędu została wskazana przez suweren do rządzenia. Przecież mamy normalną demokrację, w której każdy może dogadać się z każdym. Przecież możemy rozmawiać z każdym i będziemy rozmawiać z każdym. Dlaczego zatem nie mielibyśmy spróbować dogadać się z PSL-em, albo z lewicą, albo z Konfederacją, albo nawet z Platformą. Albo nawet z wszystkimi na raz? Bo czemu by nie? Przecież mamy demokrację, możemy się dogadać, my możemy się dogadać ze wszystkimi na pewno, tak świetnie nam to przecież wychodziło przez osiem lat, dla każdego znajdzie się miejsce, kilka ministerstw, trochę się posuniemy i zrobimy wam miejsce, drodzy koledzy. Nie odbierajcie nam tylko naszego świętego prawa jako zwycięzcy, który co prawda przegrał, ale jednak wygrał, choć nie do końca, do odebrania od kochanego prezydenta Andrzeja naszego, któregośmy tak zawsze szanowali i wspierali w jego niezależności, misji utworzenia rządu. Okej?
Nie, nie okej. To co obserwowaliśmy w tym tygodniu to nie tylko ostatnie podrygi świata pisowskiej teorii, w której pisowcy wyobrażają sobie rządy z każdym, ale też ostatnie wierzganie pisowców. Już oficjalnie można stwierdzić, że 15 października 2023 roku skończył się PiS.