Teoria teorią, ale praktyka praktyką, słyszymy ciągle. Fajnie jest znać teorię, ale jak się ona ma do praktyki, to ona jest najważniejsza, mówią krytycy teorii i pochlebcy praktyki. Teoria w zestawieniu z praktyką to jedno wielkie nic. Ci wszyscy wielcy teoretycy, którzy w teorii znają się na tym i owym, w zderzeniu z prozą życia są życiowymi łamagami po prostu. Te uczelniane mądrale mają się często za lepszych, bo opanowali teorię, ale w prawdziwym życiu sobie nie radzą, bo kiedy trzeba wyściubić zadarte wysoko noski znad sączących teoreciarstwo książek i ruszyć cztery litery ze świata teorii do świata praktyki, przekładając te piękne ogólnikowe formułki i schemaciki na rzeczywistość, to są te wszystkie mądrale uczelniane najzwyczajniej w świecie bezradne i nieporadne. Dwie lewe ręce od razu się robią, ot co. Gdybyśmy tak my, twardo stąpający po ziemi i mający bezpośredni kontakt z rzeczywistością praktycy zamienili się miejscami z bujającymi w obłokach teoreciarzami, idę o zakład, że tygodnia, a co tam, dnia nawet przymuszeni do normalnego życia teoreciarze by nie wytrzymali; gdybym był piewcą praktyki i krytykiem teorii tak bym pewnie rozumował.
Zadanie dla Państwa. Nim o nim, ważne zastrzeżenie, tak by mogli Państwo uwzględnić w wyborze, który przed Państwem postawię, PiS także: na potrzeby tej zabawy przyjmujemy na moment, że PiS to nie zorganizowana grupa przestępcza, a partia. No więc, po tego zastrzeżenia poczynieniu treść zadania: niech Państwo w duchu wskażą teraz partię, której wyborcy w pierwszej kolejności kojarzą się Państwu z antyteoreciarskim i propraktycznym nastawieniem. Nie żebym włączając do zabawy pisowców nakierował Państwa na wybór pisowców właśnie, ale tak, jeśli tak by Państwo wskazali, bylibyśmy zgodni. Upraszczając sytuację, wyborcy pisowscy w mierze największej teorię batożą i cześć praktyce oddają, bo elitarnym jaśnie panom uniwersyteckim nosek nie utrze się sam.
Z racji pisowskiego umiłowania do walenia w teorię jak w bęben i wychwalania praktyki nie dziwota, że piewcą praktyki i krytykiem teorii nie jestem. Tym niemniej, mając świadomość życia w świecie teorii pisowskiej czasem trudno mi się swojego stanowiska kurczowo trzymać. Są pisowcy bowiem, mimo pisowskiej autokreacji pod tytułem nie mocni w gębie, a mocni w działaniu, w działaniu ostatni, a w snuciu teorii pierwsi. Co wszyscy poza trzymającymi kciuki tak za pisowskie krucjaty przeciwko elitarso-teoreciarzom, jak i za pisowską misję tworzenia nowej, nieskażonej niepraktycznym i nieużytecznym teoretyzowaniem elity chyba wiemy. Jeśli mają Państwo wątpliwości, czy ten PiS w tej teorii rzeczywiście taki mocny, proszę zwrócić uwagę na niedawne słowa Jacka Czaputowicza, byłego ministra spraw zagranicznych i mojego byłego wykładowcy i pisowską reakcję.
Tak długo jak był profesor Czaputowicz za politykę zagraniczną w rządzie pisowskim odpowiedzialny, będąc eksperymentem Kaczyńskiego, tak długo działał profesor Czaputowicz w myśl powiedzenia, że jeśli wejdziesz między wrony, musisz krakać jak i one. Odkąd za politykę zagraniczną rządu pisowskiego profesor odpowiedzialny nie jest, ograniczając się do swojej profesorskiej roli, przypomina profesor nie kraczącą wronę, a łagodnego wróbelka. Łagodnego nie dla pisowców bynajmniej. A to skrytykował bowiem profesor stan polskich kadr dyplomatycznych, a to skrytykował profesor stosunek rządu pisowskiego do Ukrainy, nazywając jego politykę polityką szakali i hien, a to powiedział profesor o zbliżaniu się rządu pisowskiego do standardów białoruskich itepe itede.
Ku rozczarowaniu ludu pisowskiego, który widzi w pisowcach wybawienie od szarogęszących się wielkomiejskich salonów habilitujących się z teoretyzowania, jest profesor Czaputowicz dowodem na to, że jest odwrotnie. Gdy był profesor Czaputowicz ministrem Czaputowiczem, stwierdzenie o jego przynależności do salonu teoreciarzy, tyle że pisowskich, było adekwatne bardziej; gdy jest profesor Czaputowicz tylko profesorem Czaputowiczem, stwierdzenie o jego przynależności do salonu teoreciarzy jest adekwatne mniej. Ostatnia wypowiedź profesora o pisowskim referendum i związane z nią pisowskie wzmożenie są dowodami na profesora nie chodzenie z głową w chmurach jak na uniwersyteckiego teoreciarza przystało, a na profesora przyziemny i praktyczny ogląd sytuacji. – Ten system został tak stworzony, by tych, którzy nie odbiorą karty jakoś napiętnować. Komisje mają odnotowywać w spisie wyborców fakt odmowy przyjęcia karty referendalnej. Według mnie to jest cofnięcie nas do czasów komunizmu, gdy Polacy obawiali się bojkotować wyborów, obawiali się konsekwencji. Poza tym jest to też złamanie zasady tajności głosowania – powiedział profesor Czaputowicz w TVN24, a w Rzeczpospolitej napisał, że „odmawiający przyjęcia karty referendalnej nie będzie głosował na PiS. Adnotacje komisji przy nazwiskach w spisie wyborców utworzą więc listę proskrypcyjną przeciwników władzy”.
Gdyby był profesor Czaputowicz osobnym państwem, profesora wypowiedzi byłyby dla pisowców wystarczającymi przesłankami do sprowokowania konfliktu dyplomatycznego co najmniej. Ale jako że profesor Czaputowicz osobnym państwem nie jest, ograniczyli się pisowcy do zwołania przez Państwową Komisję Wyborczą konferencji prasowej poświęconej specjalnie słowom Jacka Czaputowicza, które według szefa PKW Sylwestra Marciniaka są nieuprawnione, bezpodstawne, krzywdzące, obraźliwe i przede wszystkim podważające autorytet PKW. – Jacek Czaputowicz na podstawie nieprawdziwych informacji oraz insynuacji podważa zaufanie do prawidłowości przeprowadzenia wyborów do Sejmu i do Senatu oraz referendum ogólnokrajowego zarządzonych na dzień 15 października 2023 roku, w tym do Państwowej Komisji Wyborczej, a jednocześnie podważa przy tym jeden z filarów demokratycznego państwa prawnego: zaufanie obywateli do ustalonych wyników wyborów – perorował Marciniak. No tak, podważa profesor Czaputowicz jeden z filarów demokratycznego państwa prawnego jakim jest zaufanie obywateli do ustalonych wyników wyborów, co jest zarzutem najpoważniejszym z możliwych, bo nie wolno pod żadnym pozorem tego robić, czy by się miało do tego podstawy czy nie. Ale w świecie teorii pisowskiej podstawy nigdy nie ma, bo fakt istnienia demokracji przed 2015 rokiem oznacza, że demokracja jest i po 2015 roku, a nawet bardziej, bo tylko PiS daje gwarancję kontynuowania demokracji, ale takiej nawet bardziej, co zarzutowi temu powagi jedynie dodaje.
W świecie pisowskiej teorii referendum organizowane w dniu wyborów zasady ich tajności nie łamie. Teoria jest piękna, przyznadzą Państwo. Według niej żyjemy w świecie nie tylko teoretycznym, ale i idealnym. Bo istnieje sytuacja, w której nie wiadomo, jak wyborca pisowski i wyborca niepisowski się w odniesieniu do referendum zachowają. Kwitnienie demokracji w świecie pisowskiej teorii doprowadziło do sytuacji, w której opinie o referendum nie idą w poprzek podziałów politycznych; tak bardzo niespolaryzowani jako społeczeństwo jesteśmy, że są wyborcy pisowscy, którzy udziału w referendum nie wezmą i są wyborcy niepisowscy, którzy udział w referendum wezmą. Na odwrót co prawda też, ale reguły nie ma. Dzięki kwitnięciu demokracji w świecie pisowskiej teorii żyjemy w społeczeństwie, w którym decyzja o udziale w referendum jest indywidualną kwestią każdego obywatela, a nie ideologiczną deklaracją. I cóż z tego, że tak nie jest, jak można przyjąć, że tak jest? Wystarczy zawierzyć rozum pisowskiej teorii.