Seryjni mordercy

U co bardziej stonowanych niepisowców pojawia się czasami zwątpienie, na jakie określenia względem pisowców można sobie pozwolić, a jakie to już byłaby przesada. Czy uprawnione jest nazywanie pisowców mafiozami i złodziejami, okupantami i grabarzami demokracji, ruskimi agentami i piątą kolumną Putina etc. Są i takie określenia, które u co bardziej stonowanych niepisowców rodzą nie zwątpienie, nie zniesmaczenie nawet, a oburzenie po prostu, vide seryjni mordercy. Gdy pisowcy nazywani są seryjnymi mordercami, od co bardziej stonowanych niepisowców słyszymy, że tak nie można, że trzeba równać do góry, a nie do dołu, że skoro u pisowców dostrzegamy brak standardów jakichkolwiek, to by być uprawnionym do wytykania pisowcom braku standardów jakichkolwiek, należy tym bardziej trzymać w przeciwieństwie do nich standardy; to, że Kaczyński z mównicy sejmowej krzyczy „zamordowaliście mi brata”, nie oznacza, że wy możecie odpłacać mu pięknym za nadobne, grzmiąc „a ty mi siostrę i córkę” itepe itede.

Skoro niejeden niepisowiec bywa wstrzemięźliwy przed nazywaniem rzeczy po imieniu, złodziejów złodziejami i okupantów okupantami czyli, a seryjnych morderców seryjnymi mordercami, tym bardziej jasne jak słońce jest, że pisowcy bywają wstrzemięźliwsi. Do jednego w zasadzie sprowadza się ta pisowska wstrzemięźliwość – do negacji faktów najzwyczajniej w świecie, w myśl zasady sformułowanej przez nikogo innego jak Jarosława Kaczyńskiego, też z mównicy sejmowej zresztą, której szła tak: „nas nie przekonają, że białe jest białe, a czarne jest czarne”.

Usprawiedliwianie pisowców to bez przesady ostatnia rzecz w Polsce i na świecie, którą byłbym skłonny z własnej nieprzymuszonej woli robić. Tym niemniej nie dziwota, że od bycia nazywanymi złodziejami, okupantami i seryjnymi mordercami pisowcy się w najlepszym razie dystansują. Nie zaryzykuję chyba jakoś znacząco rozminięciem się z rzeczywistością stwierdzając, że znaleźć kogoś, kto zamiast protestować przed nazywaniem go złodziejem czy mordercą sam by się do bycia złodziejem czy mordercą przyznawał, albo przynajmniej od określeń takich nie odżegnywał, nie sposób. No dobrze, jeśli w kontrze do tezy z poprzedniego zdania pomyśleli Państwo, że zdarza się przecież, by oskarżeni przyznawali się do popełnionych przewin, to tezę tę zmodyfikuję, ale tylko odrobinę: szukanie osób, które do swojego złodziejstwa przyznadzą się sami to jak szukać igły w stogu siana. Albo człowieka uczciwego, prawdomównego, przyznającego się do własnych win, kulturalnego, wyważonego i nieodwracającego kota ogonem ani niegorszącego skandalicznymi porównaniami wśród pisowskich parlamentarzystów.

Wstrzemięźliwość przed akceptowaniem najróżniejszych negatywnych opisów samych siebie objawia się u pisowców różnie. W dużym uproszczeniu są dwie szkoły, nazwijmy je falenicką i otwocką; falenicką niech będzie, że w świetle licznych oskarżeń zamienia się pisowiec w strusia, który chowa głowę w piasek i udaje, że nic nie słyszy i nie widzi, więc problemu nie ma. Starej dobrej pisowskiej metody na strusia, by przeczekać społeczną emocję wkurzonych na tyle długo, aż wkurzeni zapomną, bo ileż też można się w tak w kółko emocjonować bezeceństwami naszymi pisowskimi, nie podziela jednak wielu pisowców, reprezentujących, umownie rzecz ujmując, szkołę otwocką. Polega ona na chowaniu głowy w piasek absolutnym przeciwieństwie. Której to pisowskiej szkoły otwockiej prominentnym reprezentantem został ostatnio pisowski senator Jacek Bogucki. Wrzucił Bogucki na Twittera dwa zdjęcia: po lewej hajlującego Adolfa Hitlera, po prawej uśmiechającego się Donalda Tuska z wyciągniętą, nieprzypadkowo przecież, tą samą prawą ręką. Różnica między Hitlerem i Tuskiem taka jedynie, że austriacki akwarelista ma minę jak srający kot na pustyni, a jako że zdjęcie jest czarno-białe, to fakt ten potęguje odpychające wrażenie. A zdjęcie ryżego kryptodojcza obok jest ładne, kolorowe, ryży kryptodojcz się z niego natomiast wdzięcznie uśmiecha, szczerząc wybielone ząbki, ale niech Państwa ta sztucznie wykreowana pozytywna aura nie zwiedzie – to wszystko ma na celu ocieplenie wizerunku Tuska; Tuska, który, jak wcześniej mówił sam Bogucki, jest politykiem z hitlerowską twarzą.

Ale nie martwcie się Państwo, jak się okazuje to nie tak, że senator Bogucki ma Tuska za drugiego Hitlera. Pomijając, że wprost przecież w tym samym tłicie napisał, że „Tusk to nie Hitler choć podobieństwo… pewnych działań…”, wyjaśnia pytany przez Onet Bogucki przesłanki, którymi się kierował, zestawiając ze sobą te dwa zdjęcia. – To jest mój sprzeciw przeciwko wykorzystywaniu tragedii ludzkich przez Tuska i oskarżanie PiS o to, że jesteśmy patologią i seryjnymi mordercami.

Cóż, przyznadzą Państwo, że wybrał senator Bogucki osobliwą formę zamanifestowania sprzeciwu. Mógł przecież sprzeciwić się poprzez wydanie komunikatu „sprzeciwiam się wykorzystywaniu tragedii ludzkich przez Tuska i oskarżanie PiS o to, że jesteśmy patologią i seryjnymi mordercami”; wysublimowanie senatora Boguckiego sprawia najwyraźniej, że jest senator ponad takie proste formy komunikacji, które dobre to mogą być dla stonowanych antypisowców strojących się w piórka wielkich moralistów. Będących tak naprawdę prostakami, bo proste rozwiązania są dla prostaków. A prostakiem w żadnym wypadku senator Bogucki przecież nie jest.

PS „Nie wolno wykorzystywać w celach politycznych śmierci ludzi” – powiedział też senator Bogucki. „Zamordowaliście mi brata”, krzyczał Kaczyński. Gdyby ktoś urodził się wczoraj: tego samego, który jest jedyną powszechnie znaną obok swojej żony ofiarą katastrofy smoleńskiej. Wszystko się jak widać zatem zgadza.

Post Author: Mateusz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *