Czym jest partia polityczna wszyscy mniej więcej wiemy. Pojęcie partii należy do tych, bez definiowania których byśmy się jak najbardziej obeszli. Jak z grubsza wszystko, partia polityczna ma swoją definicję, a raczej definicje, bo poza tym, że wyjaśniać znaczenia słowa partia specjalnie nie trzeba, to słów tego typu cechą częstą jest, że mają one nie definicję, a definicje; ot, taki paradoks, że co do pojęć najbanalniejszych i najoczywistszych są największe wśród językoznawców, cytując klasyka, spory w doktrynie.
À propos definiowania pojęć rozumianych samo przez się, dygresja i anegdota zarazem ze studiów licencjackich: drugi cały onlajnowy rok, pierwsze zajęcia drugiego semestru, przedmiot o nazwie „Polityka informacyjna Unii Europejskiej”. Przedmiot nudny jak flaki z olejem i zbędny jak pisowcy w polskiej polityce; całą jego istotą była prounijna propaganda na temat tego, jak świetnie się ze swoimi obywatelami komunikuje Unia. Że przez piętnaście półtoragodzinnych zajęć trudno tak non stop o tej świetności polityki informacyjnej i strategii komunikacyjnej Unii Europejskiej nawijać, mogą sobie Państwo wyobrazić; tym bardziej że dowodów na świetność polityki informacyjnej i strategii komunikacyjnej Unii Europejskiej tak się zupełnie przypadkowo składa, że coś mało jest. Tak więc prowadząca przedmiot już na pilotażowych zajęciach uznała, że warto skorzystać z okazji na zapełnienie ich treścią inną niż niebędące dowodami dowody na świetność polityki informacyjnej i strategii… etc. – Zacznijmy może od zdefiniowania nie tyle pojęcia polityki informacyjnej, bo to bardziej złożona sprawa jest, do niej przejdziemy za chwilkę. Może zacznijmy od pojęcia informacja. Co to jest informacja? Panie Mateuszu – zwróciła się do mnie – może zaczniemy od pana. Jak pan myśli, co to jest informacja?
I tak przez następne pół godziny wypisywała prowadząca na onlajnowej tablicy odpowiedzi każdego po kolei, co to jest informacja. Teraz, gdy jestem krok przed napisaniem definicji partii politycznej, czuję się, jakbym był po drugiej stronie barykady i miał dostąpić zadośćuczynienia za doznaną na studiach krzywdę. Mam nadzieję, że wybaczą mi Państwo to rewanżystowskie podejście i fakt, że rewanżu tego dokonam, jakby nie było, na Państwu, ale jeśli o oczywistość pojęcia partii chodzi, to przyznadzą Państwo, że pojęcie partii nie równa się pojęciu informacji, no gdzie Rzym, gdzie Krym po prostu; to po pierwsze, a po drugie rewanż to tak przy okazji jest, pierwszorzędny cel podania definicji partii jest zupełnie inny, i zaraz się to wszystko wyjaśni. Wpierw jednak obiecana definicja. Za Wikipedią, partia polityczna to „dobrowolna organizacja społeczna o określonym programie politycznym, mająca na celu jego realizację poprzez zdobycie i sprawowanie władzy lub wywieranie na nią wpływu”.
Nie tylko Wikipedia, ale źródło każde w definicji partii politycznej uwzględnia partii cel działania. I choć definicje bywają odmienne, każda zawiera jedną cechę niezmienną: jest to organizacja, której celem jest zdobycie władzy. Wielu polskich politologów i komentatorów życia politycznego zbytnio teorii nie przyswoiło najwyraźniej, albo w najlepszym razie uważa wielu z nich, że teoria ma się do praktyki nijak, bo jak długo Polska pisowska, tak długo słyszę co czas jakiś, że opozycja władzy przejąć nie chce. Oczywiście, często powiedzenie „opozycja władzy przejąć nie chce” jest metaforą jej słabości; nie rzadziej pojawiają się jednak niemetaforyczne teorie spiskowe o opozycji niechcącej przejąć władzy, teorie o nieopłacalności przejmowania władzy, bo lepiej poczekać aż PiS przewróci się sam i sobie głupi ryj rozwali czy tłumaczenia o wygodnej pozycji licencjonowanego krytyka władzy w ławach opozycyjnych przy minimum obowiązków i maksimum zainteresowania medialnego, poklepywania po plecach przez sympatyków i partyjnych kolegów itepe itede.
Nie szukając daleko – profesor Sławomir Sowiński, politolog z UKSW. Wyskakuję mi na jutubie rozmowa z Sowińskim na kanale Wirtualnej Polski. Klikam, choć nie dlatego, że mnie jakoś szczególnie ciekawi, co ma Sowiński do powiedzenia; klikam, bo zachęcił mnie do tego tytuł sugerujący potencjalny materiał do felietonu. Tytuł głosił bowiem tak: „Prof. Sowiński: Władza może być dla Platformy ryzykowna”. Tytułowa teza o ryzykowności władzy przed wsłuchaniem się w to, co ma profesor Sowiński do powiedzenia wydała mi się sama w sobie oryginalna. Oryginalna, bo jeszcze nikt mnie nie oświecił, że z władzą wiąże się ryzyko. Bo to zupełnie nie jest tak, że ryzyko wpisane jest w każdą decyzję polityczną i że trzeba mówić, w którą decyzję ryzyko wpisane jest, a w którą nie jest, bo sami się tego my, niepolitolodzy, nie domyślimy.
No dobrze, ale dlaczego ta władza może być dla Platformy ryzykowna? Mówiąc serio, nie odkrył Sowiński Ameryki, po przeczytaniu samego tytułu nagrania wiedziałem, co powie, tak jak i zapewne Państwo. „Z jednej strony będzie musiał premier Tusk radzić sobie z ambicjami politycznymi kilku koalicjantów, a z drugiej takie bardzo nieprzychylne otoczenia polityczne, prawda?”. No prawda. „Prezydent Duda, który za bardzo nie będzie Platformie pomagał, instytucje, które PiS obsadził, telewizja i tak dalej”. No cóż, tak, przejmowanie władzy po faszystach oznacza, że łatwo mieć nie będziesz. Łał.
„W polskim systemie politycznym przełomy przychodzą nie wraz z wyborami parlamentarnymi, a wraz z wyborami prezydenckimi. Moim zdaniem ta rozstrzygająca tak naprawdę batalia kto będzie rządził Polską następne osiem czy dziesięć lat dopełni się w roku 2025, tak?” – kontynuował Sowiński, któremu trochę zazdroszczę. Zazdroszczę, bo jest Sowiński jak bezstronny kibic piłkarski, dla którego nie ma znaczenia, kto wygra; cieszy się tylko kibic piłkarski Sowiński, że może obserwować wyrównany mecz i z wypiekami na twarzy czekać na rozstrzygnięcie. Które w dodatku nie przyjdzie z ostatnim gwizdkiem, czyli wyborami parlamentarnymi. Mimo zakończenia meczu kibic piłkarski Sowiński będzie nie dowierzał, że to koniec, gejm ołver, end de łyner ys… Zaraz może sędzie wejdzie i nakaże powtórzyć choć urywek meczu, aż powtórnie nie będzie wiadomo, kto ostatecznie wygrał. Ja jednak, jako kibic zdeklarowany, kibicujący demokratom, wiem, kto wygra. Nie dlatego, że przeceniam możliwości swoich, widzę jednak, że tamci się sypią. Zazdroszczę jednak Sowińskiemu bycia niezapisaną białą kartką i że przy tym swoim rozemocjonowaniu byciem obserwatorem niezależnym dopuszcza wszelkie możliwości, w tym pisowskie rządy do 2035 roku.
„I może z punktu widzenia Platformy, mówię to, tak trochę spekulując, korzystniejszą jest sytuacja, w której Platforma umacnia się na opozycji, Platforma majoryzuje opozycję, ale nie sięga po władzę już teraz jesienią, tylko będzie się przyglądała kłopotom PiS-u, który będzie musiał się potykać i o własne nogi, i o trudną koalicję z Konfederacją, i będzie Platforma przyglądała się temu przez dwa lata, licząc trochę na powtórkę scenariusza z lat 2005-2007, kiedy PiS musiał potykać się o koalicję z LPR-em i Samoobroną, i na końcu, prawda, będzie może Platforma liczyła na przyspieszone wybory parlamentarne w 2025 połączone z wyborami prezydenckimi. Być może taka jest strategia, ale mówię, trochę spekuluję, chcę to wyraźnie podkreślić”. Tak, na pewno przy autorytarnej władzy pisowskiej jakakolwiek partia demokratyczna będzie ryzykowała byciem w opozycji, kiedy może zawalczyć o władzę. I na pewno będzie działać w myśl zasady jak masz na kogo liczyć, licz na PiS, że przewróci się sam i sobie głupi ryj rozwali, bo tak świetnie to przewracanie się PiS-owi na razie wychodzi.
PS W każdym razie gratuluję profesorowi Sowińskiemu stworzenia nowej definicji partii politycznej, której brzmienie jest mniej więcej takie, że jest to organizacja unikająca ryzyka związanego z władzą, niekoniecznie chcąca władzy, no chyba że już przeciwnik sam się podłoży i ryzyko będzie ziobrowe. W nagrodę za wkład do światowej politologii powinien powstać na cześć profesora Sowińskiego instytut badawczy. Mam nawet propozycję nazwy: Polska Szkoła Politologiczna Chłopskiej Spekulacji.