Co po rządach pisowskich, już od lat się zastanawiamy. Co po dojściu demokratów do władzy, jak będzie wyglądał pierwszy tydzień, miesiąc, sto dni antypisowskiej koalicji. Czy wytrwa niepokłócona całą kadencję, czy nie będzie przyspieszonych wyborów, czy pisowskie rządy nie powrócą, też się niestety i nad tym zastanawiamy. Pozwolę sobie wypowiedzieć się nie tylko za siebie, ale i za Państwa, że wszyscy mamy nadzieję, że osiem kończących się lat rządów pisowskich będzie w historii zapamiętane jako dosyć krótki romans demokratycznego społeczeństwa ze złem.
Wymarzone niedojście pisowców po raz wtóry do władzy pod nazwą taką czy inną i szyldem takim czy śmakim nie powinno jednak unieważniać ważnych pytań i wyzwań. Takich ja te, co z pisowcami zrobić. I to nie tylko z pisowcami rozumianymi jako członkowie partii, prominentni jej działacze, politycy zajmujący w trakcie ostatnich ośmiu lat ważne stanowiska w państwie. Pytaniem i wyzwaniem jest, co nie tylko z pisowcami, ale co z pisowskim ludem, bazą, elektoratem, zwał jak zwał, zrobić; z ludźmi czyli, którzy głosując i popierając PiS przykładali ręce do zła. Koncepcji tyle, ilu Polaków niepisowskich; że koncepcji tyle, ilu Polaków niepisowskich to przesada, ale tylko trochę. Wybaczyć i zapomnieć, wybaczyć i nie zapomnieć, nie wybaczyć i nie zapomnieć, nie wybaczyć i zapomnieć. Traktować jako w pełni świadomych ludzi czyniących zło czy jako ofiary propagandy pisowskiej, racjonalizować ich wybory i mówić, że z ich perspektywy patrząc były to wybory dające się obronić, czy może niedające się obronić, dać szansę do rehabilitacji czy nie etc. Dążyć do pojednania, o czym od marszu 4 czerwca często zaczął mówić Tusk, czy czekać aż to czyniący zło pierwsi wyciągną rękę na przeprosiny. Dalej zabierać babci dowód, czy może włączyć jej prawdziwe media publiczne. Integrować do zdrowej tkanki społecznej, czy przed niezaczadzoną pisowskością częścią społeczeństwa izolować. Itepe itede.
Co zrobić z ludem pisowskim nie wiem. Jak Państwo widzą, powyższe akapity są jedynie opisem, a nie oceną, przedstawieniem dylematów, a nie próbą tych dylematów rozstrzygnięcia. Mimo to Jan Śpiewak na przykład sam opis, przedstawienie dylematów i mówienie o wyzwaniu pod tytułem „co zrobić z ludem pisowskim” z miejsca raczej by odrzucił i jako wyzwania nie rozważał. Mam wręcz z pewnością graniczące przypuszczenie, że nie tylko by Śpiewak takie wyzwanie odrzucił i wyzwaniem wyzwania nie nazywał, uznając, że niewygodne tematy są od tego, by je przemilczeć, ale nazwałby mnie Śpiewak rasistą. Ale skąd takie poważne oskarżenie, że też od razu posądza pan Śpiewaka o widzenie w panu rasisty, i to tylko za to, że nazwał pan wyzwanie wyzwaniem, wyobrażam sobie, że mogą Państwo w ten mniej więcej sposób wyrazić swoje zdziwienie. Moje przekonanie bierze się z niedawnego tłita Śpiewaka. Nim tłita Śpiewaka zacytuję, zacytuję wpierw to, co sam Śpiewak w nim zacytował (wybaczą Państwo tę incepcję) – fragment książki Sławomira Sierakowskiego i Przemysława Sadury „Społeczeństwo populistów”: „Praktyki PiS-u mogą bulwersować dziennikarzy i intelektualistów, ale doskonale wpasowują się w model relacji, który nasze społeczeństwo dziedziczy od setek lat wraz z wychowaniem. Nic dziwnego, że nie razi to tak wyborców i nie powoduje spadku poparcia. Nepotyzm, kombinowanie, dojenie państwa to przecież to samo, co robią sami wyborcy na co dzień. Szczególnie ci, których na swoją wyborczą bazę wybrał świadomie Jarosław Kaczyński, przeorientowując się po latach pierwszych rządów niemal całkowicie na prowincję”. Śpiewak w swoim tłicie fragment ten skomentował tak: „Książka Sadury i Sierakowskiego jest oparta na niemal rasistowskim założeniu, że wszyscy Polacy głosujący na PiS mają w swoim DNA korupcję i nepotyzm. To bardzo groźna i zła książka”.
Coraz częściej dyskutujemy o tym, co z ludem pisowskim począć; coraz rzadziej dyskusjom tym towarzyszy ludu pisowskiego obrażanie, wyrażanie pogardy, mówienie o nim per ciemnogród i inne takie. Kilka tygodni temu na przykładzie wypowiedzi posła PO Marcina Kierwińskiego o Kaczyńskim pisałem co prawda, że z tym wyleczeniem się z pogardy to tak średnio bywa, ale z drugiej strony teza, że szeroko pojęte elity liberalne i demokratyczne się w swoim stosunku do ludu pisowskiego cywilizują chyba od rzeczywistości nie odbiega jakoś bardzo. Co radykalniejsi antypisowcy nie tylko o pisowcach, ale i o ludzie pisowskim dalej być może mówią per ciemnogród, ale coraz ciszej i z mniejszą śmiałością, i coraz rzadziej publicznie. Sam się przyznam, że w przypływie negatywnych emocji nie raz i nie dwa o ludzie pisowskim zdarzyło mi się per ciemnogród powiedzieć. No właśnie, przyznam się, bo powód do samozachwytu to nie jest. Słowami kilkoma: zmienia się wrażliwość społeczna. I dobrze.
Zmieniająca się wrażliwość ma jednak dwie strony medalu. Druga jest taka, że o ludzie pisowskim coraz częściej niczego złego powiedzieć nie można. Prawdy czyli. Czyli tego, co napisali choćby dwaj socjolodzy, analizując w sposób naukowy grupę społeczną i dokonując opisu, a nie oceny. Stwierdzenie, że społeczeństwo dziedziczy wraz z wychowaniem określony model relacji związany z przyzwoleniem na korupcję i nepotyzm to, jak się dowiadujemy, nie analiza naukowa, nie opis, nie ocena nawet, a rasizm. Sierakowski i Sadura, sporządzając co roku raport o stosunku ludu pisowskiego do różnych spraw, uprawiają nie socjologię, a rasizm. A odpowiadający im lud pisowski autorasizm w takim razie, bo sam udzielał odpowiedzi, że wszyscy kradną, ale pisowcy przynajmniej się dzielą. Pisowskiego autorasizmu już Pan nie skrytykuje, Panie Janie? A nie, jasne że nie, bo znowu mamy do czynienia z incepcją: za niepisowski rasizm częściej wydumany krytykuje Jan Śpiewak chętnie; za pisowski rasizm częściej prawdziwy krytykować nie wolno.
Tak samo nie wolno mówić o udziale Polaków w Zagładzie, o gnębieniu mniejszości narodowych i etnicznych w II RP, o paleniu cerkwi, o udziale Polski w rozbiorze Czechosłowacji, o postępującej faszyzacji państwa i społeczeństwa w latach 30., o głupocie powstania warszawskiego i wielu innych ciemniejszych i durniejszych kartach polskiej historii. Do panteonu tematów do przemilczenia dołącza właśnie odpowiedzialność polskiego społeczeństwa za rządy pisowskie. O tym nie wolno mówić, bo o Polakach jak o zmarłych – albo dobrze, albo wcale.
PS Jan Śpiewak został niedawno doktorem nauk społecznych. Jako socjolog mógłby wiedzieć, że to co Sierakowski z Sadurą w tym fragmencie opisali to definicja habitusu, jednego z ciekawszych pojęć w socjologii. Definiować habitusu z racji złożoności tego pojęcia Państwu nie będę; sam napisałem pracę licencjacką o habitusie studentów i na wyjaśnienie tego konceptu poświęciłem cały rozdział. Polecam wyguglować. Także doktorowi Śpiewakowi. No chyba że Pierre Bourdieu dla Śpiewaka też jest rasistą. Wcale by mnie to nie zdziwiło, bo tak jak Czarnek ma Engelking, tak Śpiewak Sadurę i Sierakowskiego. Jeszcze raz, coby weszło do tych rasistowskich głów: po prostu nie możecie o tym gadać, okej, chłopaki?