Że, jak mawia klasyk, przez ostatnie osiem lat… etc., wiemy doskonale. Że przez ostatnie osiem lat rządów pisowskich codziennie odpalając po pobudce pierwszy lepszy portal informacyjny zapoznajemy się z jedną przynajmniej nową aferą pisowską wagi ciężkiej i kilkoma aferami pisowskimi pomniejszymi, zdążyliśmy się przyzwyczaić. Że trudno ze śledzeniem afer pisowskich pomniejszych i niepomniejszych nadążyć, przywykliśmy też. Że jest PiS teflonowy, słyszeliśmy 2137 razy, co wkurzyło nas 2137 razy; wkurzyliśmy się 2137 razy podczas 2137 odsłuchań tezy o teflonowości pisowskiej nie dlatego, że jej odsłuchiwanie 2137 razy nam się znudziło i jej ciągłe słuchanie wydaje nam się bezzasadne, bo powtarzalne, i że aż gałki oczne nas bolą od ich przewracania na dźwięk słowa teflonowy; 2137 razy wkurzyliśmy się ze względu na tezy o teflonowości pisowskiej zawartość. Że rzeczywistość afer pisowskich to nowa norma społeczna, że śledzenia afer pisowskich mamy dość, że afery pisowskie… itepe itede.
Nie wiem jak Państwo, ale ja uważam, że mimo tych wszystkich że powyższych trudno z przekonaniem stwierdzić, że przeszliśmy nad ośmioma ostatnimi latami afer pisowskich pomniejszych i niepomniejszych do porządku dziennego. Wyobrażam sobie, że mogą Państwo skontrować: co, jeśli uznać za prawdę, świadczy dobrze o stanie społeczeństwa obywatelskiego, demokratycznym duchu w narodzie wciąż obecnym, mocno zakorzenionym genie sprzeciwu na zło, słusznej postawie moralnej i etycznej i innych takich. Owszem, że nieprzejście do porządku dziennego nad aferami pisowskimi jest godne pochwały, zgodzimy się wszyscy chętnie. Że szlachetne jest wyznawanie zasady, że należy stać na posterunku gdy zło nadchodzi, jak najbardziej też. Że postawą właściwą jest nazywanie rzeczy po imieniu mimo przeciwności losu wynikających z nazywania rzeczy po imieniu właśnie, zła złem czyli, afery aferą, skandalu skandalem, jeszcze jak.
Byłbym skłonny się jednak założyć z Państwem, że śledzenie afer pisowskich nas wykańcza. Ale co do tego jesteśmy chyba też zgodni, najciętsi z najciętszych na PiS mogliby oponować. Tak, zgodni co do tego będziemy jednak o tyle, o ile z tezą o pisowskim nas wykańczaniu przeforsowywać będziemy chcieli oskarżenie, że nasze wykończenie albo – w najlepszym razie – wykańczanie nieustanne i metodyczne to wina pisowska. Nie trzeba być specem od przyczynowo-skutkowości by wiedzieć, że to prawda. Szklankę można jednak zawsze widzieć do połowy pełną albo pustą. Widzenie jej jako do połowy pełnej jest takie, że nasze aferami pisowskimi i pisowskościaą samą w sobie wykończenie, zmęczenie, znużenie, wkurzenie jest winą wyłącznie pisowską, bo winą pisowskością właśnie sprowokowaną; widzenie szklanki jako do połowy pustej jest takie, że do tanga trzeba dwojga, i my się w to wycieńczenie, wkurzenie i inne -enie wpędzamy na własne życzenie.
Dzisiejszym czasom psychologizowanie na drugie imię. Psychologizowanie dzisiejszym czasom na drugie imię do tego stopnia, że to, co Państwo chcieliby na przykład nazwać potrzebą bycia na bieżąco z pisowskim odjaniepawlaniem, współczesny psycholog nazwie choćby syndromem FOMO – z angielska fear of missing out, czyli strach przed tym, co nas omija. O ile postrzeganie zwyczajnej potrzeby bycia na bieżąco bywa przesadnie fomoizowane, o tyle zachęcam Państwa do dokonania rachunku sumienia – czy aby na pewno ze śledzeniem pisowskiego odjaniepawlania nie przesadzamy? Czy nie miewają Państwo poczucia, że może warto byłoby dla, jak to się mówi, higieny psychicznej, zdjąć od czasu do czasu nogę z gazu i informacje o pisowskim odjaniepawlaniu ograniczyć do minimum? Czy nie wystarczy nam najogólniejsza wiedza o bezeceństwach pisowskich, bez wdawania się w szczegóły? Czy jeśli pisowskie afery i odjaniepawlanie Państwa wkurza i wykańcza, to czy aby na pewno jest sens brnąć w coś na kształt – wybaczą Państwo kolejne psychologizowanie – syndromu sztokholmskiego?
Jasne, zrozumiem potencjalne oburzenie z gatunku: ale jak to, namawia nas pan, żebyśmy byli moralnie obojętni, żebyśmy rezygnowali z naszego obywatelskiego obowiązku krytykowania złej władzy i opowiadania się przeciw niej, żebyśmy pisowcom bezeceństwa płazem puszczali i żebyśmy wygodniccy byli, do tego stopnia, że drobne wykańczanie się i zszargiwanie sobie nerwów miałoby nas do walki z pisowstwem zniechęcić i od niej powstrzymać? Mamy zatem odpuścić sobie ideę społeczeństwa obywatelskiego, i tak przez tę władzę osłabianego, i machnąć ręką na demokrację, o którą życiem aferami pisowskimi dwa cztery na siedem walczymy?
Gdyby jeszcze byli pisowcy w miarę oryginalni, a ich afery i odjaniepawlanie choć odrobinę niepowtarzalne. Pisowskie afery i odjaniepawlanie przebiegają jednak tak, jakby ich przebieg miał z góry narzucony scenariusz. Każdy tydzień to kolejna afera w spółkach skarbu państwa, odjaniepawlanie z praworządnością, skandale katotalibskie etc. By nie szukać daleko – Jasna Góra i ostatnie wspólne gibanie się rządu pisowskiego z rodziną Radia Maryja. Grane było to tyle razy, że nie sposób się nie zastanowić ile razy można jeszcze reagować tak, jakby widziało się to gibanie pierwszy, a nie 2137 raz. Czy aby na pewno jest sens angażowania się emocjonalnie i poświęcania resztek energii na oburzanie się, że to skandal, kto to widział, w dużym 40-milionowym państwie w samym środku Europy taki sojusz tronu z ołtarzem, takie zaangażowanie kościoła w politykę? Czy aby na pewno gdy usłyszymy następnym razem, że PiS jest teflonowy, to powinniśmy oburzyć się na zawartość tej tezy, a nie fakt, że padnie 2138 raz? Czy aby na pewno sens ma powtarzanie tego samego i nieruszanie z opisem rzeczywistości do przodu? Czy nie lepiej powiedzieć: proszę państwa, proszę zobaczyć, po raz 2138 PiS w ten sam sposób odjaniepawla (ciśnie się inne słowo na o, ale z racji na jego wulgarność go nie użyję)? Nie marnujmy jednak energii na przekonywanie przekonanych, że skandal jest skandalem, afera aferą, odjaniepawlanie odjaniepawlaniem, sugerowałbym raczej mówić; sugerowałbym raczej mówić, że to jest nowa norma społeczna, i to że się ona nam nie podoba, nie zmienia faktu, że taka jest i że nie ma co oburzać się oburzeniem nowonarodzonego na coś, co znamy i widzimy nie od dziś; tak, wszyscy jesteśmy znużeni, dla kronikarskiego obowiązku odnotujmy kolejne bezeceństwa pisowskie i przejdźmy do czegoś, co popchnie nas poznawczo do przodu, sugerowałbym też mówić.
Tak, to prawda, że PiS w kontekście afer jest teflonowy; my, antypisowcy, powinniśmy z kolei być teflonowi na pisowskość.