Przyznam się bez bicia, że przez długi czas metafory gry w polityce nie lubiłem. Za każdym razem, gdy słyszałem frazy typu gra polityczna czy polityczna rozgrywka, przewracałem oczami. Tak samo metaforycznie przewracałem oczami jak metaforycznie niejeden komentator lubiący opowiadać o gejmczendżerach z wypiekami na twarzy rozwodził się w studiu telewizyjnym nad tym, kto kogo rozegrał, kto kogo zaszachował, kto kogo wywiódł na manowce, kto kogo zapędził w kozi róg itepe itede. Ale z nieznanego mi chyba powodu w pewnym momencie przed metaforą gry w polityce wzbraniać się przestałem. Mimo że o grze politycznej i rozgrywaniu rywali słyszy się na każdym kroku, co samo w sobie jest argumentem przeciw mówieniu o grze politycznej i rozgrywaniu rywali, od jakiegoś czasu metaforę tę nawet polubiłem i zacząłem stosować. W końcu z dwojga złego lepsza metafora gry niż język militarystyczny, co najmniej równie często w polskiej polityce używany, usprawiedliwiłem siebie samego.
Od reakcji Donalda Tuska na zapowiedź Jarosława Kaczyńskiego dotyczącą 800+ słyszę codziennie o tym, kto kogo zaszachował, przechytrzył, rozegrał etc. Tusk zaszachował Kaczyńskiego, bo nie wszedł w ryzykowną licytację pod tytułem kto da więcej. Kaczyński zaszachował Tuska, bo w przeciwieństwie do niego dba o dobrobyt polskiego narodu. T. zaszachował K., bo obnażył przekupny charakter jego propozycji. K. przechytrzył T., bo stworzył sytuację, w której może K. bezceremonialnie zarzucać T. niewiarygodność, gdyby ten chciał przerzucać się na kasę jak w „Awanturze o kasę” albo innym teleturnieju. T. rozegrał K., bo powiedział sprawdzam, proponując wypłatę podwyższonego świadczenia najwcześniej jak można, czyli od dnia dziecka, a nie początku nowego roku. K. zaszachował T., bo pokazał, że T. nie ma własnych pomysłów i musi jak zwykle odnosić się do pomysłów K. T. zaszachował K., bo jest T., i cokolwiek nie powie i nie zrobi, zawsze zaszachuje K., a K. zaszachował T., bo jest K., i cokolwiek nie powie i nie zrobi, zawsze zaszachuje T. T. i K. zaszachowali się wzajemnie, bo… etc.
– Słyszałeś co powiedział Tusk na propozycję Kaczyńskiego? Ale go zagiął, ale go postawił przy ścianie – zaczął na dzień dobry mój rozemocjonowany znajomy, telefonujący tuż po wystąpieniu Tuska. Wystąpienia Tuska na żywo nie słuchałem; rozemocjonowany wystąpieniem Tuska znajomy mi je zrelacjonował. W najpierwszym odruchu przyznałem mojemu znajomemu rację, usatysfakcjonowany, że Tusk rzeczywiście Kaczora rozegrał. Piszę o tym dlatego, by po lekturze poprzedniego akapitu nie odsądzili mnie Państwo od czci i wiary, i by nie osądzili mnie Państwo symetrystą.
Wiadomo, mógłbym bez opisu rozmowy zapewnić Państwa, że symetrystą nie jestem, nawet mimo być może symetrystycznego wydźwięku powyższej treści, ale w obawie przed poważnymi oskarżeniami uznałem, że nie ma co kusić losu i liczyć, że uwierzą mi Państwo na piękne oczy. Tak, byłem skłonny stwierdzić, że Tusk wygrany a Kaczor zaszachowany. Ale co z tego, pomyślałem sobie później, że uzna tak mój znajomy, uznam tak ja, osoby z mojego środowiska, pół społeczeństwa nawet, skoro druga połowa uzna przeciwnie? Czy ferowanie kto w polityce rozegrał kogo ma sens, jeśli tego ferowania nie podziela zdecydowana większość? Czy skoro, w pewnym uproszczeniu, połowa uzna, że T. zaszachował K., a druga polowa, że K. T., to można w ogóle rozważać scenariusz, w którym ktokolwiek zaszachował kogokolwiek? Czy nawet jeśli z racjonalnej analizy posunięć pionków na planszy wyjdzie nam, że, przyjmijmy, T. zaszachował K., i że analizując na chłodno do innych konkluzji dojść nie można, to czy aby na pewno do zaszachowania doszło, jeśli połowa uzna, że nie, a jeśli już, to w drugą stronę? A nawet jeśli uznamy, że bazując jedynie na racjonalnej analizie można obiektywnie stwierdzić, kto zaszachował kogo, to co to zaszachowanie oznacza? I jeśli odpowiedź Tuska uznajemy za zaszachowanie, z czym zgadzają się wyłącznie jego zwolennicy, to co powiedzielibyśmy, gdyby odpowiedź Tuska za zaszachowanie uznali wszyscy? Byłoby to ultrazaszachowanie? Zaszachowanie+? Szach-mat?
Logika wskazywałaby chyba na szach-mat. Bez bicia przyznam się Państwu dziś do czegoś jeszcze: w szachy grać nie umiem, zasad nie znam, prawie nic o nich nie wiem. Ale wiem, że szach-mat kończy grę. Nie wiem czy nie wie tego na przykład poseł Cezary Tomczyk, który u Moniki Olejnik w „Kropce nad i” powiedział, że „to szach-mat, który zrobił Donald Tusk Kaczyńskiemu jest po prostu bardzo potrzebny”, czy też że w przypływie fali optymizmu zalewającej zdrowy rozsądek uznał, że już po zawodach, że już wygrane, że, cytując mema, ohoho, już ch…, już pograne, już mu (Tuskowi/Platformie/demokratom) się Maradona włączył.
Celem każdej gry jest jej wygranie. Istotą gry politycznej jest wygranie wyborów. Jeśli szach-matem na Kaczyńskiego i PiS ze strony Tuska w tej grze wyborczej jest propozycja przyspieszenia wypłaty 800+, to już się boję, co będzie następnym szach-matem.
PS Ja to chyba jednak do metafory gry się znowu zniechęciłem, skoro gejmczendżerem jest wypowiedź czendżująca nic, a już na pewno nie gejm.