Scena z dzieciństwa. Mogłem mieć z dziewięć, może dziesięć lat. Jadę z ojcem samochodem; leci radio. Nadawane są informacje. – Sensacyjne odkrycie naukowców – prezenterka czytająca najnowsze doniesienia ze świata zaczyna zachęcająco. – Najnowsze ustalenia wskazują, że Kuba Rozpruwacz był Polakiem.
Informacje się skończyły, aura sensacyjności pozostała, więc pytam:
– Tata, ale czemu podają to jako informację?
– Bo właśnie to odkryli – odpowiada ojciec.
– Ale ja zawsze wiedziałem, że Kuba Rozpruwacz był Polakiem – protestuję.
– Skąd wiedziałeś? – pyta zdziwiony ojciec.
– Czy to nie oczywiste? Kuba to w końcu polskie imię, rozpruwacz polskie słowo, zawsze było dla mnie oczywiste, że to był Polak.
Od razu zdałem sobie sprawę, w jak wielkim błędzie byłem nie dopuszczając możliwości, że Kuba Rozpruwacz to spolszczona wersja pseudonimu. Co by nie mówić, rzeczywiście bardziej praktyczne jest mówienie Kuba Rozpruwacz niż Jack the Ripper. Skoro nie chce nam się pisać Shakespeare, to nie dziwota że o Rozpruwaczu nie mówimy Jack the Ripper; tym bardziej że poza imieniem z obcego języka musielibyśmy używać dziwacznego słowa z obcego języka (dziwacznego z samego faktu, że pochodzi z obcego języka). Skoro też nie Cristoforo Colombo, a Krzysztof Kolumb, to tym bardziej Kuba Rozpruwacz brzmi rozsądnie.
Na szkolnych lekcjach angielskiego od lat katuje się uczniów powtarzalnym zadaniem z cyklu „wskaż niepasujący element”. Gdybym poprosił Państwa o wskazanie jednego z trójki Kuba Rozpruwacz, William Szekspir i Krzysztof Kolumb jako niepasującego pod jakimś względem do pozostałych, to którego by Państwo wskazali? Jako że felieton ten nie jest interakcyjny i nawet jeśli odpowiedzą Państwo na to pytanie w duchu lub pod nosem, to niestety Państwa nie usłyszę; toteż pozwolę sobie zgadnąć: w większości wskazaliby Państwo Rozpruwacza, kierując się tym, że, w przeciwieństwie do Szekspira i Kolumba, znamy jedynie jego pseudonim. Prawidłowa odpowiedź to jednak Szekspir. Dlaczego, zapytacie Państwo? Jakiego kryterium nie spełnia Szekspir? Otóż Szekspir, inaczej niż Rozpruwacz i Kolumb, nigdy nie był posądzany o bycie Polakiem. Oczywiście, może to nie do końca tak, że nigdy, gdy wyguglują Państwo „Szekspir Polak”, odkryją Państwo, że nie dla wszystkich jest oczywiste, że Szekspir nie był Polakiem (w tym samym stopniu co dla mnie było oczywiste, że Rozpruwacz Polakiem był). Tym niemniej w odróżnieniu od Kolumba nikt, poza zadającymi guglowi pytania o polskość Szekspira, u Szekspira polskości na serio się nie dopatrzył.
Cechą wspólną Rozpruwacza i Kolumba, poza niemożebną potrzebą wpisania obu w uniwersum polskości, jak gdyby od tego zależała polska racja stanu i przetrwanie polskiej tożsamości narodowej, jest ich negatywny charakter. Jakby się reżyser filmu nie napocił, protagonistów by z nich nie zrobił, nawet w obliczu przypisanej im z urzędu polskości. Jeden dokonywał morderstw, drugi dokonywał grabieży i jeszcze liczniejszych morderstw. Różnych pożąda się przymiotów wśród swoich rodaków, ale wątpię, by przez najbardziej zatwardziałych patriotów pożądane były właśnie takie, i to mimo powszechnej fascynacji serialami o seryjnych mordercach czy estymy, jaką cieszą się odkrywcy geograficzni, przyznawana im na lekcjach historii i geografii.
Polska, jak wiadomo, to kraj ludzi nieskazitelnych i krystalicznych. Teraz to może nie, bo jest choćby ta nieszczęsna opozycja, ale tak historycznie rzecz biorąc to jak najbardziej. Tę nieskazitelność i krystaliczność członków polskiego społeczeństwa potęguje jego cierpiętniczy charakter. Tak jak Polskę zniszczono, tak nie zniszczono nikogo, w konkurencji zniszczenia dystansujemy konkurentów o kilka długości. Że jesteśmy największymi męczennikami pod słońcem jest jasne jak słońce. Że wiecznie chwalimy się całemu światu tym, jak bardzo jesteśmy poszkodowani, już zdążyłem się przyzwyczaić. Że w tych snutych opowieściach zawsze byliśmy ofiarami, nigdy oprawcami, też. Wobec tego fascynacja domniemaną polskością postaci negatywnych nakazuje zadać pytanie o jej źródła. Jak się ma sklejać to, że z jednej strony jesteśmy społeczeństwem złożonym z samych cierpiących świętych, a z drugiej podniecamy się, że ktoś zły do szpiku kości mógłby okazać się Polakiem? Czy wynika to z potrzeby bycia w centrum uwagi wszechświata i okolic? Czy aż tak bardzo uważamy, że nie poświęca nam się wystarczająco uwagi, że domagamy się jej bez patrzenia na koszty? Działając w imię zasady: nieważne jak mówią, byle mówili?
Uczciwie trzeba jednak przyznać, że we wzmożeniu zapisywania obcokrajowców do grona Polaków nie zapisujemy jedynie postaci stuprocentowo negatywnych. Gdy wyguglują Państwo frazę „był Polakiem”, wyskoczy Państwu mnóstwo artykułów, w tytułach których znajduje się poczet nazwisk najróżniejszych. Jest Stalin, ale jest też Fryderyk Nietzsche. Jest Putin, ale jest też marynarz Popeye. Jest Kolumb, ale jest też Joe Biden, potomek Mieszka I. Jest Kuba Rozpruwacz, ale jest też papież Pius X. Jasne, z tymi papieżami nigdy nie wiadomo, czy traktować ich jako postaci pozytywne czy negatywne, ale pozwolą Państwo, że zapiszę go do grona pozytywnych – czyż nie fajnie bowiem mieć w swoim arsenale jednego dodatkowego papieża?
Proporcje pomiędzy postaciami negatywnymi a neutralno-pozytywnymi kształtują się mniej więcej 50 na 50. Mam zatem hipotezę, że to stwierdzanie „był Polakiem” jest rodzajem kompensacji. Polacy nie mogli już najwyraźniej wytrzymać, że proporcje pomiędzy Polakami dobrymi a Polakami złymi wynosiły 100 do 0. Od tej dobroci można dostać w łeb, uznali Polacy. Może więc proporcje 50 na 50 transferowanych zza granicy Polaków powinny być z tego punktu widzenia zrozumiałe?
Żarłoczny headhunting Polaków zaświadczać może o jeszcze jednej kompensacji: o ile nie mamy przeszłości kolonialnej, o tyle chcemy mieć przyszłość kolonialną. Warto jednak docenić, że porzucając kurczowe trzymanie się proporcji 100 do 0 między Polakami dobrymi a złymi, nie zastępujemy jej proporcją 100 do 0 między transferami do a transferami z. Że jesteśmy nastawieni tylko na te pierwsze, dowodzą artykuły „Mikołaj Kopernik nie był Polakiem?”. To godne pochwały, że nie chcemy tylko brać, ale że jesteśmy gotowi na dzielenie się z innymi. Tym niemniej jako chichot losu postrzegałbym fakt, że ze wszystkich postaci historycznych akurat polskość Kopernika się kwestionuje; Kopernika, czyli wybitnego naukowca, który swoją naukowością naraził się kościołowi. Brzmi polsko, prawda?
PS Felieton ten publikuję w Dzień Pamięci Polaków ratujących Żydów pod okupacją niemiecką. Myślę że warto przy tej okazji przypomnieć postać Rafała Lemkina, zamerykanizowanego Żyda, twórcy pojęcia ludobójstwa i konwencji w sprawie zapobiegania i karania zbrodni ludobójstwa. Rafał Lemkin był Polakiem.