Rozwój po pisowsku

Nie można ulegać idei postępu dla samego postępu, rozwoju dla samego rozwoju, co i rusz mówi prawica. Bo to droga donikąd, peroruje prawica, bo postęp i rozwój to tak naprawdę żadne idee, nawet nie puste, a po prostu przykre przyczyny dekadenckiego ducha czasu, czasu pełnego hedonistycznych uciech, wytwory kultury próżniactwa i kultu bezbożności, które fetyszyzują postęp i rozwój jako wartości najwznioślejsze. Podczas gdy, przekonuje prawica, postęp i rozwój nie są wartościami samymi w sobie. Są pseudowartościami, stojąc w opozycji do świata prawdziwych wartości, takich jak kultura czy tradycja (dla prawicy kultura i tradycja wartościami bezdyskusyjnie są, ale postęp i rozwój już kategorycznie w żadnym wypadku). Idee postępu i rozwoju sekciarsko wyznają ci, dla których nie ma już ratunku. W obliczu żarliwego, parareligijnego wręcz stosunku do wyznawanych pseudowartości, sprzedaliby postępowo-rozwojowi doktrynerzy własne matki, ojczyznę, wiarę, w której zostali wychowani, byle tylko ślepo utorować drogę do celu, jakim są postęp i rozwój. Nie liczą się sekciarze ci z efektami ubocznymi pędu ku bezrefleksyjnemu podporządkowaniu się modnym założeniom, mającym wyrugować tradycję, wiarę, wszelkie świętości, autorytety moralne i moralność samą w sobie, z emfazą wyrokuje prawica. 

Domyślam się, że samą tylko rekonstrukcją kaznodziejskich smętów prawicy, mających charakter epokowych i otwierających oczy moralitetów, mogłem nieumyślnie wprawić Państwa w zakłopotanie. Moje przeczucie o Państwa zakłopotaniu bierze się stąd, że udaje się prawicy wyjątkowo często i skutecznie wprawiać nas, wyznawców złowrogich idei postępu i rozwoju w zakłopotanie, a nierzadko i szereg innych niemile widzianych stanów i odczuć. Zakładam bowiem, że właśnie tym dla prawicy Państwo są – wyznawcami parareligii postępu i rozwoju. To założenie stąd wynika z kolei, że spytani jakie jest Państwa pierwsze skojarzenie z nieładnymi pojęciami na pe i er, z pewnością odpowiedzieliby Państwo, że ogólnie pozytywne. Słowa te nie bez powodu współgrają bowiem z rzeczami ogólnie pozytywnymi. Bo czyż nie są pozytywne zjawiska takie jak, dajmy na to, postęp gospodarczy, zrównoważony rozwój, postęp społeczny albo rozwój społeczeństwa obywatelskiego? Nie powiedzą mi chyba Państwo ani tego, że na przykład proces gnicia, gangrena czy korupcja kojarzą się Państwu pozytywnie ani tym bardziej, że pozytywniej niż rozwój gospodarczy, postęp społeczny etc., ani że myśląc o najpierwszym skojarzeniu związanym z tymi słowami, w pierwszej kolejności pomyśleli Państwo: „O, jak rozwój, to wiadomo że rozwój korupcji, a nie rozwój gospodarczy!”. 

W sukurs do naszych pozytywnych skojarzeń z postępem i rozwojem przychodzi słownik języka polskiego. Postęp to „zmiany zmierzające do polepszenia stanu” albo „osiągnięcie kolejnego stopnia w rozwoju”; rzeczony rozwój to natomiast „proces zmian, przeobrażeń, przechodzenia do stanów doskonalszych lub bardziej złożonych pod jakimś względem”. Jak Państwo widzą, postęp i rozwój to w zasadzie synonimy. Tak więc pozwolą Państwo, że odtąd posługiwać się będę jednym z tych słów. Niech to będzie rozwój. 

Prawica, w postaci rządzącego Polską PiS-u, przyzwyczaiła nas do niekonsekwencji. U polityków PiS-u następuje bardzo częsty rozjazd deklaracji, zapowiedzi i postulatów z późniejszą rzeczywistością. Słowami kilkoma: jedno mówią, drugie robią. Gdy krzyczą pisowcy o wartościach patriotycznych, należy oczekiwać sprzeniewierzenia się tym wartościom. Gdy mówią, że do polityki nie poszli dla pieniędzy, dostarczają nam jednocześnie multum dowodów, że poszli do polityki dla pieniędzy. Gdy odgrażają się przeciwnikom politycznym, że ich rozliczą, można być pewnym, że tego nie zrobią, itepe itede.

W przypadku stosunku PiS-u do rozwoju jest nie inaczej. Jasne, ktoś może powiedzieć, ale jak to, jaki rozwój, skoro praktyka ostatnich ośmiu lat dostarcza nam niepoliczalne już przykłady braku rozwoju, a wręcz tego rozwoju hamowania. Tak? To ja mówię – spójrzcie Państwo choćby na działania instytucji, która ma rozwój w swojej nazwie – Narodowe Centrum Badań i Rozwoju. NCBiR działa prężnie na rzecz rozwoju. Czy da się inaczej rzecz określić, skoro hojnie dotuje Centrum spółki powołane do życia na chwilę przed złożeniem wniosku o granty, spółki na dorobku, bez siedziby, a nawet spółki wykazujące straty? Czy nie dba NCBiR o rozwój wręcz ponad miarę, skoro dofinansowaniami wspiera rozwój dwudziestokilkuletnich łebków po przerwanych studiach i przed jakimkolwiek doświadczeniem zawodowym? Skoro stać nas jako państwo na wielomilionowe wspieranie firm rynkowo najsłabszych, nierentownych, często na skraju bankructwa, to jak wielkimi fanatykami idei rozwoju muszą być nasze władze? Jak bardzo PiS musiał zacząć priorytetyzować rozwój? Mam podejrzenie, że nie tylko PiS zaczął doceniać ideę rozwoju, ale że pieczołowicie zaczął kierować się ideą rozwoju dla samego rozwoju. Celem samym w sobie tego wielomilionowego dotowania jawi się bowiem rozwój tych spółek, bez względu na skutki uboczne, np. nadwerężony budżet państwa. 

PS Gdy wyguglują Państwo hasło „PiS rozwój”, pierwszą propozycją wyszukiwarki będzie relacja z wystąpienia premiera Morawieckiego na stronie pis.org.pl. Relację zatytułowano, cytując premiera, „Najważniejszy jest rozwój Polski”. Skoro najważniejszy jest rozwój, a nie tradycja, kultura, wiara, kult świętych czy autorytety moralne, to mają Państwo potwierdzenie mojej tezy, że stosunek PiS-u do idei rozwoju nie jest wyjątkiem od reguły, która mówi, że PiS jedno mówi, a drugie robi. Uprawdopodabnia się też moja hipoteza, że PiS do idei rozwoju przekonuje się coraz bardziej. W wyborach prezydenckich z 2010 roku, gdy kandydatem był Jarosław Kaczyński, jego hasłem wyborczym było „Polska jest najważniejsza”. Już nie Polska, a rozwój Polski. Posługując się cytatem z mema i filmu: Well, that escalated quickly. 

Post Author: Mateusz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *