Jak co piątkowy wieczór zasiadłem do odsłuchania mojej ulubionej audycji w radiu TOK FM – poranne wydanie prowadzone przez Jacka Żakowskiego. W trakcie dyskusji ze swoimi stałymi komentatorami – Tomaszem Lisem, Tomaszem Wołkiem i Wiesławem Władyką – poruszył Żakowski temat przejęcia przez Orlen mediów lokalnych należących do spółki Verlagsgruppe Passau. – Dla mnie jest poruszające to, że niemiecki wydawca tak nieodpowiedzialnie wspiera budowanie autorytarnej władzy w Polsce, bo przecież wie co robi – skonstatował Żakowski, dodając później: – Bardzo rozczarowało mnie to, że w tej demokratycznej kulturze takie rzeczy wobec tak bliskiego sąsiada są możliwe.
Z Żakowskiego strony w sporze z Lisem i Wołkiem, który się ujawnił, padały i takie argumenty: „wspieranie rodzącej się dyktatury, co by nie mówić, jest kontrowersyjne”, „u schyłku XX wieku korporacje były rozliczane z niemoralnych relacji z różnymi reżimami, począwszy od drugiej wojny światowej aż po Pinocheta”, „w Europie na początku XXI wieku coś takiego jak przestrzeganie pewnego kodeksu demokratycznego jest absolutną podstawą, zwłaszcza dla firm medialnych” czy „nie możemy mniej wymagać od firmy Verlagsgruppe Passau niż oczekujemy od dziennikarzy, żeby się nie sprzedawali, że nie tylko pieniądze są ważne”. Wtórował mu Władyka mówiąc, że jest jakiś rodzaj europejskiego obowiązku demokratycznego, który powinien uwzględniać walkę ze wszelkimi skutkami zmierzającymi ku autorytaryzmowi.
Głos Żakowskiego i popierającego go Władyki to, zdawać by się mogło, normalny i spójny zestaw poglądów i krytycznej refleksji nad wypaczeniami wolnego rynku, ideałów wynoszących działalność prywatną ponad obywatelskie powinności i obowiązki i zakazujących krytykę przedsiębiorstw, bo to przecież ich święte prawa są, mają kapitał, chcą go spieniężyć, kto im zabroni, wolnoć, Tomku, w swoim domku. I który to zestaw poglądów prezentowany przez Żakowskiego i podzielany przez Władykę na piedestał wynosi wartości demokracji i jej równościowej kultury, a nie ideały z natury samolubnych działań w obszarze sfery prywatnej, tak przecież o wiele skuteczniejszej w zdogmatyzowanej wizji kapitalistycznej niż przestrzeń publiczna i publiczne pieniądze i transakcje.
Że z dogmatem mamy do czynienia, po Lisie i jego artykułowanym stosunku do stawianej przez Żakowskiego sprawy rozeznać mogliśmy się już po pierwszych jego słowach. – Ale to nie była firma rządowa – suponował w najpierwszym odruchu Lis. No tak. Bo przecież oczywistym jest, że dyskusja polityczna toczyć może się tylko wokół instytucji rządowych. Tylko je można krytykować. Refleksja, że mamy do czynienia z firmą nie rządową, a prywatną, unieważnia wszelkie dyskusje, zarzuty, argumenty. Bo firma prywatna to jest świętość i na nią ręki podnieść nie można. Nie można niczego od niej oczekiwać. Można tylko pozostawać wobec prywatnego przedsiębiorstwa biernym, godząc się na wszystko, co robi w imię wolności gospodarczej, ideału najszlachetniejszego. Realizowanego ze światłością o tyle dobitniejszą, że, jak perorował Tomasz Wołek, firma ta cienko przędzie, co oznacza, że ratować się musiała za wszelką cenę. Nie dość więc, że jest to czynnik usprawiedliwiający, że niemiecki wydawca oddał swoje tytuły wydawnicze w ręce nieobliczalnych autokratów, to jeszcze udowadnia ta sytuacja, że mają Niemcy łeb na karku. Odnajdują się bowiem w ekonomicznych prawidłach rządzących naszym światem, które z metodycznym oddaniem wyłożył słuchaczom radia Lis: „Jeśli jest prywatna firma i dostaje super-atrakcyjną ofertę, to czasem sprzedaje po prostu”.
Lis zestawił także powinności i obowiązki wynikające z pozycji na rynku wydawniczym dużego koncernu z obowiązkami, a jakże, obywatelskimi, całego społeczeństwa. Przekonując, że to nie Bruksela, nie wujek Biden, nie Komisja Europejska, TSUE i nie wiadomo kto i co jeszcze, ale polskie społeczeństwo powinno wziąć się do roboty i PiS-owi podziękować. – To my Polacy głosowaliśmy za tą władzą – wziął za cel biczowanie społeczeństwa Lis. Które przecież tak zawiniło. Bo społeczeństwo wobec kapitalistycznego dogmatu ubóstwiającego działalność gospodarczą, własność prywatną, innowacyjność, jednostkową samorealizację i tego typu historie jest niczym. Może być winne wszystkiemu, rzadko zasługując na jego i jego zasług docenienie. Prywatne firmy, koncerny medialne, technologiczne molochy, korporacje ponadnarodowe – one wszystkie są za to cacy. Ich krytykować nie można, można jedynie je pochwalić. Idąc tą logiką można je pochwalić, gdy wspierają niezależne dziennikarstwo na Węgrzech i Białorusi, ale zganić już nie, gdy przedtem sprzedały się Orbanowi czy Łukaszence. Można nad TVN-em utyskiwać, że jest taki pięknie niezależny, ale Polsatu krytykować już nie, że ugiął się przed PiS-em.
Na koniec Wołek, dla dobitnego przypieczętowania swoich racji, sięgnął po działa najcięższe. Piłkarskie mianowicie. Porównując sytuację orlenową z Gazpromem, którego nazwa zdobi koszulki wielu europejskich zespołów piłkarskich. – Taki jest świat. Tak się dzieje. Pieniądze o tym decydują – powiedział Wołek. Nie dość, że za wzór wziął świat piłki nożnej, oddalony od krytycznej refleksji nad rzeczywistością w stopniu znacznym, to jeszcze zdawał się preferować postawę dającą wyrazić się swojskim „no tak już jest, co zrobisz jak nic nie zrobisz”, którą skomentował Żakowski w sposób następujący: – Musimy teraz postawić fundamentalne pytanie: czy jak się dzieje źle to mówimy „i tak się dzieje” czy jak się źle dzieje to mówimy „źle się dzieje”?
I tak się dzieje raczej mówimy.