Nigdy się nie spodziewałem, że kiedykolwiek przyjdzie mi doszukiwać się podobieństw między durszlakiem i witryną sklepową. W czym dostrzegam owe podobieństwo? Ano w tym, że zarówno durszlak, jak i witryna sklepowa, stały się przedmiotami zapiekłej ofensywy prawicowej. Nie spodziewałbym się też w życiu tego, by te tak do bólu prozaiczne rzeczy, z którymi wydawało mi się, że nie wiążą się żadne emocje ani symbolika, nagle mogły zacząć grzać. A jednak. Okazuje się, że polska prawica ma wyjątkowy talent do nadawania sensów rzeczom, które zgłębiania ich nie wymagają. I dar mesjanistycznego uwznioślania cierpienia ich dusz: zarówno tego związanego z ich przekonaniami gospodarczymi, jak i doznaniami religijnymi.
Wszyscy śledzimy masowe protesty czarnoskórej społeczności w Stanach Zjednoczonych, które są największymi od 1968 roku i ówczesnych wystąpień Martina Lutera Kinga. Śledzimy i przejmujemy się. Tym, że po ponad pół wieku od tamtych wydarzeń wróciliśmy niejako do punktu wyjścia. Tym, że nadal jest wiele do zrobienia w kwestii zwalczania rasizmu, dyskryminacji i wykluczenia. Tym, że nierówności na tle społeczno-ekonomicznym zamiast się zmniejszać się pogłębiają. Tym, że jeśli takie rzeczy dzieją się w Stanach, które powszechnie uważa się w Polsce, zwłaszcza na prawicy, za ósmy cud świata i kraj ze wszech miar najbardziej cywilizowany, nowoczesny, liberalny i w ogóle cacy, to co dopiero mówić o Europie (zresztą w prawicowym mniemaniu antyleseferystycznej, antyprzedsiębiorczej i niemal komunistycznej), a w tym o naszym kraju. Już zresztą zaczęło dochodzić do starć na ulicach Londynu czy Francji.
Ale tymi wszystkimi kwestiami nie przejmuje się nasza prawica. Polską prawicę – jej polityków i wyborców – najbardziej przejęła niesamowita tyrania i przemoc plądrująca amerykańskie ulice. Obiektem największych prawicowych westchnień okazują się witryny sklepowe, takie biedne. Przecież nikomu krzywdy nie wyrządziły, a są bestialsko niszczone. Cytując Kochanowskiego, którego cierpienia były nie mniejsze niż prawicowo-witrynowe: z każdego kąta żałość człowieka ujmuje.
Najwyraźniej górę przy tych antyrewolucyjnych uniesieniach, w których wyczuwalna jest tęsknota za porządkiem i jasno ustaloną hierarchią społeczną, bierze dusza polskiej przedsiębiorczości oraz ideały pracy organicznej. Wiadomo – przedsiębiorczość rzecz święta. I właśnie dlatego polska policja tak dzielnie powstrzymywała protesty przedsiębiorców na ulicach Warszawy – w celu takim, by zamiast marnować czas na jakieś bezsensowne manifestowanie swojego niezadowolenia, wracali oni do ciężkiej harówy, mimo trudnych czasów nieustannie starali się o zyski i dalej zapewniali zatrudnienie i płace swoim podwładnym. Czekając przy tym cierpliwie i wytrwale na prometejską pomoc rządu w kolejnej tarczy, kołpaku, zbroi czy czymś takim. Tyle że dramatu polskiej przedsiębiorczości prawica nie dostrzega. Warto docenić zatem ten altruizm w związku z przejęciem losami amerykańskiej przedsiębiorczości.
Nie mniej niż dwa lata temu polska prawica stała murem za protestującym w całej Francji ruchem żółtych kamizelek. Zwracała ona uwagę na słuszność postulatów i gniewu wyrażanych przez francuską klasę robotniczą, nie zająknąwszy się przy okazji ówczesnych egzaltacji dotyczących oddolnego buntu francuskiego społeczeństwa walczącego o swoją podmiotowość i odzyskanie godności i dumy o palonych samochodach i krwawych zamieszkach. Nie przeszkadzała im ówczesna przemoc, wprowadzanie anarchii i rewolucyjnej atmosfery, za którymi prawica z definicji nie powinna być. Z kolei w USA sprawy poszły za daleko. No a szczególnie to szkoda tych witryn. Co my bez nich poczniemy. Wielkie uczyniły pustki tym zniszczeniem swoim.
Polska prawica podkreśla swój purytański stosunek wobec zagadnienia użycia przemocy fizycznej. Przemoc fizyczna? O nie nie nie, co to to nie, nic z tych rzeczy. Szkoda że podobnego stosunku nie ma prawica do przemocy obyczajowej, przemocy kulturowej, której przykładem jest to, jak wciąż traktowani w Stanach są czarnoskórzy, którzy w swojej masie wraz z dniem urodzenia zostają skazani na z góry określoną egzystencję. Z torów której bardzo trudno – i chyba coraz trudniej – zboczyć. W takim kontekście rewolucyjność zdaje się naturalną konsekwencją spychania niemałej grupy społecznej na margines. Ale dla polskiej prawicy taka naturalna ta rewolucyjność nie jest. Przynajmniej w Stanach. Bo jacyś czarni chcą wprowadzić swój dyktat, narzucić większości swoją wolę. Co innego we Francji, co innego rolnicy – sól ziemi. Każdej ziemi.
Jeszcze rok temu prawica oburzona była durszlakiem, którym uczestnicy marszu równości posłużyli się w celu domniemanego sprofanowania mszy świętej. Dał ten nieszczęsny durszlak wówczas asumpt, tak jak i dziś witryny sklepowe w Stanach, do dezawuowania, i to takiego literalnego, sensu walki o prawa. Szkoda że tak prozaiczne przedmioty stają się argumentami przeciwko prawom kobiet, przeciwko prawom mniejszości seksualnych, przeciwko prawom czarnoskórych. Właśnie tak, dożyliśmy czasów, gdy witryna sklepowa i durszlak są wystarczającymi powodami do powstrzymywania procesów emancypacji, liberalizacji, równouprawnienia. Takie rzeczy tylko z prawicą.