Oglądając Revierderby, nawiasem mówiąc – mocno rozczarowujące – w sześćdziesiątej drugiej minucie gry wpadła mi do głowy taka myśl: „Gdzie do cholery podział się Klaas-Jan Huntelaar?”. Wówczas doszło do zmiany w Schalke. Boisko opuścił Franco Di Santo. Argentyńczyka zastąpił Éric Maxim Choupo-Moting. Obu napastników nietrudno kojarzyć, bo byli gwiazdami swoich poprzednich drużyn – kolejno Werderu Brema i Mainz. Strzelali tam sporo goli. I nawet liczyli się wtedy w walce o koronę króla strzelców.
Huntelaaro-zależność
Wspomniany Klaas-Jan Huntelaar nie zagrał w derbach z powodu urazu więzadła pobocznego, którego nabawił się w trakcie piątkowego treningu. Usłyszałem takie śmieszne zdanie, że Markus Weinzierl ma w związku z tym kłopoty. Niemożność gry Holendra byłaby problemem jakieś trzy, cztery lata temu. Wtedy były piłkarz Realu Madryt był u szczytu formy i decydował o obliczu „Die Königsblauen”. Jednak odkąd w sezonie 2011/12 w Bundeslidze zdobył dla Schalke dwadzieścia dziewięć goli, rozpoczęło się ostre pikowanie w dół i z każdym następnym sezonem gra Huntelaara i jego dorobek strzelecki wyglądały coraz mizerniej.
Głównym powodem słabszych wyników „Die Knappen” w ostatnich latach było kupowanie przeciętnych zawodników, za co odpowiadają skauci i dyrektorzy sportowi, ale wydaje mi się, że niebagatelny wpływ na postawę drużyny miało to, że w Gelsenkirchen nauczyli się bycia zależnym od reprezentanta Holandii. Dla włodarzy klubu z Zagłębia Ruhry było to bardzo wygodne, bo nie musieli przejmować się ściąganiem napastników. Ale coraz częstsze urazy 33-latka sprawiły, że zakupiono między innymi Choupo-Motinga i Di Santo, którzy okazują się niewypałami i słabymi zastępcami. Byli gwarancją goli w średnich drużynach, ale widać, że taka ekipa jak Schalke to nie ten rozmiar kapelusza. Ci dwaj nie mają po prostu szans na wejście w buty swojego starszego kolegi. Dwadzieścia dziewięć goli to nieosiągalny pułap dla Argentyńczyka i Kameruńczyka.
Są też inne „trupy”
Nie trzeba daleko szukać, by znaleźć tych napastników, którzy są już w zasadzie piłkarskimi trupami (skoro mamy Halloween, to przyszło mi do głowy takie porównanie). Sezon przed Huntelaarem, królem strzelców był Mario Gomez, a sezon później Stefan Kießling. Obaj są obecnie piłkarzami klubów Bundesligi. Gomez – przed rozpoczęciem tej kampanii – dołączył do Wolfsburga, który ciągle poszukuje skutecznego napastnika od czasów duetu Grafite-Edin Dżeko. Siedem lat temu Brazylijczyk i Bośniak strzelili łącznie pięćdziesiąt cztery bramki, przyczyniając się do zdobycia pierwszego i – jak do tej pory – jedynego mistrzostwa Niemiec przez Wolfsburg. Nie tak dawno temu w barwach „Wilków” występował Bas Dost. Rodak Huntelaara liczył się w walce o armatkę, ale to nie było to. W końcu nie zawsze chodzi wyłącznie o gole, nawet w przypadku tych, których się za nie rozlicza.
Ten drugi – jak to określiłem – „piłkarski trup”, Stefan Kießling, był przed laty wielką gwiazdą Bayeru Leverkusen. W sezonie 2012/13 zdobył dwadzieścia pięć goli, na ostatniej prostej wyprzedzając Roberta Lewandowskiego. W następnej kampanii Niemiec miał piętnaście trafień. Jednak w tym sezonie, w dotychczasowych trzynastu meczach „Aptekarzy”, drogi do siatki nie znalazł ani razu. Strzelali jego wszyscy konkurenci – nowa gwiazda zespołu Javier Hernandez (siedem trafień), Admir Mehmedi (trzy gole) i nowy nabytek Kevin Volland, który zdobył dublet w starciu z czwartoligowym Sportfreunde Lotte, z którym Leverkusen przegrało w karnych, sensacyjnie kończąc swoją przygodę z Pucharem Niemiec na 1/16 finału. Co prawda był to czwartoligowiec, ale Volland jednak strzelił, czego nie można powiedzieć o Kießlingu.
Zapomniałem jeszcze o Joelu Pohjanpalo. Nikomu nieznany 22-letni Fin powrócił z Fortuny Düsseldorf, w której spędził dwa ostatnie lata. Dacie wiarę, że ten „nołnejm” zdobył już cztery gole? Konia z rzędem temu, kto przed sezonem obstawiłby, że po trzynastu meczach Bayeru, bramki na koncie będą mieli czterej napastnicy, ale w tym gronie nie będzie Stefana Kießlinga.
Starość nie radość
Cała trójka – Huntelaar, Kießling i Gomez – w tym sezonie w lidze niemieckiej zdobyła łącznie dwa gole. Pięć lat temu nie do uwierzenia. A dzisiaj to smutna rzeczywistość. W której co rusz pojawiają się nowi skuteczni napastnicy. Kiedy piszę ten tekst, to kilka godzin wcześniej skończyła się dziewiąta seria gier. Na zamknięcie kolejki hat-trickiem popisał się Anthony Modeste, który sensacyjnie zajmuje pierwsze miejsce w klasyfikacji strzelców z jedenastoma trafieniami. Za jego plecami są dwaj faworyci – Robert Lewandowski i Pierre-Emerick Aubameyang.
Gdybym miał postawić taką ogólną diagnozę dotyczącą zmierzchu strzelców, to napisałbym, że kwestią jest niezdolność do sprostania wymaganiom Bundesligi. Wielu się już o tym przekonało w ostatnich latach, między innymi Ciro Immobile, któremu nie udało się zastąpić Lewandowskiego. On jak i Adrian Ramos to kolejne przykłady – po Di Santo i Choupo-Motingu z Schalke – na to, że trudno jest taką snajperską gwiazdę zastąpić.
Te niedomagania wiążą się po prostu z wiekiem. Im starszy zawodnik, tym trudniej utrzymać się na wysokim poziomie. Cała trójka jest już po trzydziestce i – Ameryki nie odkryję – młodsza już nie będzie. Szkoda, że piłkarze też się starzeją…