Mamy przecież XXI wiek, czyli o konieczności dziejowej

Ostatnio ze zdziwieniem uświadomiłem sobie, jak często słyszymy w debacie publicznej sformułowanie „mamy przecież XXI wiek”. Jest ono w zasadzie wszechobecne. Co dziwić w sumie nie powinno, zważywszy na pisowskie praktyki, którymi od pięciu lat jesteśmy raczeni (można by przy okazji sparafrazować klasyka: przez ostatnie pięć lat…). Praktyki jak najbardziej kontrrewolucyjne i antyoświeceniowe. Z czym przecież przedstawiciele tego środowiska się nie kryją. Ostatnio dla La Repubbliki wywiadu udzielił doradca Dudy profesor Andrzej Zybertowicz, który jednym zdaniem rozwiał wątpliwości co do obu – zarówno PiS-u kontrrewolucyjności, jak i antyoświeceniowości: „drodzy zwolennicy oświecenia – przegraliście. Teraz nasza kolej”. W obliczu prób intencjonalnego poruszenia zwrotnicy dziejów może rzeczywiście niegłupim pomysłem jest przypominanie PiS-owi, że mimo ich starań, marzeń i tęsknot są nie wieki średnie, pod wieloma względami pisowsko ubóstwiane, a wiek dwudziesty pierwszy właśnie.

Gdy jednak wyguglujemy sformułowanie „mamy XXI wiek”, to spostrzeżemy, że stwierdzenie tego faktu spełnia funkcję nie przypomnienia, a argumentu samego w sobie. Oto kilka pierwszych lepszych przykładów nagłówków artykułów: „Mamy XXI wiek, a kobiety ciągle przepraszają, że się odzywają”, „PE przegłosował rezolucję ws. edukacji seksualnej w Polsce. «Mamy XXI wiek, a nie średniowiecze»”, „Ludzie wciąż giną za prawa człowieka, choć mamy XXI wiek”, „Mamy XXI wiek, a prawa pracownicze wciąż nie są przestrzegane”.

Jestem ciekaw, na jakiej podstawie autorzy i autorki tych słów, a wśród nich między innymi Robert Biedroń mówiący o edukacji seksualnej i Sylwia Chutnik zwracająca uwagę na podejście do kobiet w społeczeństwie uznają, że wejście w XXI wiek jest wystarczającym miernikiem. Gdzieś zostało zapowiedziane, że to stulecie będzie wyznacznikiem nowych standardów? I co będzie wpływać na te standardy, na zmiany mentalnościowe polskiego społeczeństwa? Rozwój technologiczny, infrastrukturalny, gospodarczy? Osiągnięcia cywilizacji zachodniej? Uważałbym na rozumowanie tego typu, że skoro w Kanadzie albo Belgii jest postępowo, to w Polsce też musi być. W Polsce, czyli w kraju, który do tej pory ze wszelkimi standardami był na bakier.

Skąd więc przeświadczenie, że tak nagle, wraz z nastaniem dwudziestego pierwszego wieku, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zacznie się w Polsce szanować prawa pracownicze, prawa kobiet, mniejszości seksualnych czy etnicznych, podczas gdy przez lata miało się je w pogardzie? Cofając się do historii poprzedniego stulecia spora część mieszkańców wsi było niewolniczo wykorzystywana. To polskie wojsko niszczyło cerkwie na terenach wschodnich. Coraz powszechniej objawiał się antyżydowski czy choćby antyukraiński klimat. Przypomnienia wymagają zasady tak zwanych numerus clausus (ograniczona liczba) i numerus nullus (żadna liczba) polegające na ograniczaniu i uniemożliwianiu młodzieży żydowskiej dostępu do wyższch uczelni. Do tego obrazu dołączmy zyskujące odwagę w rozpychaniu się łokciami faszyzujące organizacje pokroju ONR-u, które w tymże dwudziestoleciu zaczęły swoje przemocowe kariery. Nie mniej antysemicka była Polska jeszcze bardziej nieodległa, bo ta z kulminacyjnego pod tym względem marca 1968 roku. Do tego jeszcze trochę ponad sześćdziesiąt lat temu Służba Bezpieczeństwa posługując się prowokacją i za pomocą nagonki wykurzyła z kraju Michela Foucault, który był w nim niemile widziany, bo był gejem. Warto jeszcze dodać, że w trakcie i bezpośrednio po drugiej wojnie światowej prawie połowa mieszkańców wschodnich województw była analfabetami, a przed wojną w całej Polsce, już nie tylko na jej wschodzie, edukację kończyło się często w połowie nastoletnich lat. I ten haniebny kontekst jest pomijany i zapominany, bo „mamy przecież XXI wiek”. Na ten frazes odpowiem frazesem innym: fala optymizmu zalewa zdrowy rozsądek.

Niewątpliwie ważnymi elementami lewicowości reprezentowanej zarówno przez Biedronia, jak i Chutnik, są wiara w postęp i ewolucję, a także w – odwołując się do marksizmu – konieczność dziejową. Ciekawym jest jednak przekonanie, że odwołanie do owej konieczności dziejowej poprzez mówienie, że skoro jest dwudziesty pierwszy wiek, a nie dwudziesty czy średniowiecze, to powinniśmy się liberalizować, demokratyzować i oświecać, może stanowić argument w dyskusji nad pisowskim wstecznictwem. A przecież PiS ustami profesora Zybertowicza sam przyznał, że jest wrogiem oświecenia i chce wrócić do czasów przed nim. Jeśli chodzi o marksizm, to konieczność dziejowa PiS-owi się nie podoba. Za mało w tym ręki Boga. Ale taka kontrrewolucja, co udowodnił Zybertowicz, to już co innego.

Post Author: Mateusz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *