Wielonurtowość Platformy w praktyce

Niedawna wypowiedź posłanki Platformy Izabely Leszczyny, że jej partii potrzeba silnego faceta w roli kandydata na prezydenta, którą kończyłem ostatni felieton, wciąż nie daje mi spokoju. Szczególnie gdy widzę ją w kontekście z również przytaczanym przeze mnie cytatem z Radosława Sikorskiego, który jeszcze w listopadzie mówił pozytywnie o kandydaturze Małgorzaty Kidawy-Błońskiej choćby z prostego faktu, że jest kobietą, a według listopadowego Sikorskiego na kobietę pełniącą urząd głowy państwa czas najwyższy. Ale według majowego Sikorskiego już nie. Wnioskuję po tym, że kobietą nie jest, a zgłaszał publicznie chęć zastąpienia Kidawy w roli kandydata. Kidawy, w kampanii której – warto przypomnieć – miał być specem od spraw międzynarodowych. A nie był. I to bynajmniej nie dlatego, że się na tym nie zna.

Oczywiście, sytuacja, w której kobieta odnosi się z estymą wobec mężczyzny, a mężczyzna docenia kobietę, jest sytuacją wręcz wzorcową i pożądaną w umysłach sporej części społeczeństwa. W zasadzie polscy nacjonaliści, wyborcy Konfederacji (wyborczynie nie, bo sformułowanie „wyborczynie Konfederacji” to oksymoron, niemal w równym stopniu co „polityczki Konfederacji”) słuchając pani Leszczyny i pana Sikorskiego, powinni rozważyć opcję głosowania na Platformę, która – jak widać – nie próbuje walczyć z ludzką naturą, niemającą oczywiście nic wspólnego z elgebete, gender (w ten sposób wymawianym), małżeństwami, tfu, homosiów forsowanymi przez szkodliwe lewactwo. W ten sposób poszerzyłaby Platforma swój elektorat o nowe środowisko wyborcze. A przecież to najważniejsze – by ludzie głosowali, bez względu czy z przekonaniem czy nie, czy ze względu na to, że się utożsamiają z partią i jej ideami czy nie, czy traktują ją jako mniejsze zło czy nie.

Gdy słucham tak pięknie różniących się polityków i polityczek Platformy (jak choćby Leszczyny i Sikorskiego, którzy przecież w kwestii wyborów prezydenckich przedstawili odmienne poglądy) zapewniających nas o autopluralizmie, multiświatopoglądowości i wielonurtowości występujących w ich partii, i że to piękne demokratyczne spory są, to myślę, że wcale niegłupim rozwiązaniem byłoby, gdyby Platforma wystawiła kilku kandydatów w wyborach prezydenckich. Z takim bogactwem odmiennych wizji i pomysłów na Polskę? Przecież PO ma lewicowców pokroju Nowackiej, Arłukowicza czy właśnie Trzaskowskiego, multum centrystów, chadeków i liberałów oraz bardzo silne skrzydło prawicowe, z Poncyljuszem, Kowalem i Ujazdowskim na czele. Zresztą z racji biografii politycznych przedstawicieli platformerskiej prawicy nazwać można by owe skrzydło pisowskim, wszak i Poncyljusz, i Kowal, i Ujazdowski, a nawet Sikorski oraz Migalski, który w ostatnich wyborach kandydował z listy PO, w PiS-ie byli. To się dopiero nazywa szacunek wobec różnorodności. Każde środowisko polityczne w Platformie jest silnie reprezentowane i żadne nie może czuć się poszkodowane i pominięte.

No więc czemu nie? Myślę że kilku platformerskich kandydatów w wyborach prezydenckich byłoby gwarancją prawdziwej kampanii, która byłaby wreszcie na serio. Że tak by było udowodnili już przecież prezydent Poznania Jacek Jaśkowiak i marszałkini Kidawa-Błońska w platformerskiej prekampanii. Sami pamiętacie Państwo zresztą tę rozżarzoną do czerwoności debatę, podczas której leciały intelektualne wióry. Można pozazdrościć partii politycznej tak konstruktywnej odmienności poglądów, postaw i wizji przyszłości Polski. Ta różnorodność sięgała nawet różnych koncepcji na współpracę Polski z Afryką. Trzeba pani Kidawie, która wówczas przedstawiła swój pomysł na Afrykę, oddać, że mało kto w polskiej polityce wykazuje się na tyle zaawansowaną przenikliwością i nieograniczonymi horyzontami, by inicjować myślowo polskie eskapady na Czarny Ląd. I to bynajmniej nie z zamierzeniem skolonizowania Madagaskaru i kilku innych państw Afryki Północnej z Senegalem na czele, czego chcieli dokonać przeciwnicy polityczni pradziadków Kidawy-Błońskiej. Którym to zresztą przeciwnikom Kidawa lubuje się w składaniu pośmiertnych hołdów lennych – vide Piłsudski.

Tak samo pięknie spierali się w wyborach na przewodniczącego PO ówcześni kandydaci. To były piękne spory – czy Platforma ma być bardziej chadecka, czy bardziej liberalna, czy może liberalno-konserwatywna. No i czy większym zagrożeniem dla Polski jest populizm prawicowy czy populizm lewicowy. Jakby mało było nam tej różnorodności poglądów, to pojawił się jeszcze taki, że oba populizmy są równie niebezpieczne.

Ja bym na miejscu PO był bardziej łaskawy dla tego prawicowego populizmu. Przypomnę: Ujazdowski, Kowal, Poncyljusz, Sikorski, Migalski – oni wszyscy byli w PiS-ie. Co prawda Michał Kamiński dziś jest w Unii Europejskich Demokratów, ale w Platformie wylądował bezpośrednio po byciu w PiS-ie. W Samoobronie, która współtworzyła z PiS-em rząd w latach 2005-2007, był dziś najbardziej znany krytyczny sympatyk Platformy – Roman Giertych. Aż tak na miejscu Platformy bym się nie samobiczował mówiąc o tym prawicowym populizmie.

Gdy zastanawiam się, jak odpowiedzieć na pytanie, na czym polega ta wielonurtowość Platformy, to chyba wiem jak. Tak mianowicie, że w 2011 roku w wyborach parlamentarnych w Krakowie listę PiS-u otwierał Paweł Kowal, podczas gdy PO Jarosław Gowin. Z kolei w wyborach parlamentarnych z 2019 roku jedynką PO w Krakowie był Paweł Kowal, a PiS-u Jarosław Gowin. Właśnie tak w praktyce wygląda ta szlachetna i kreatywna wielonurtowość Platformy.

Post Author: Mateusz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *