Stadionowe szczucie

Mam głębokie przekonanie, że sport ma do wypełniania – i pełni – ważne funkcje społeczne. Dzięki niemu tworzą się, no właśnie, społeczności, wspólnota, więzi. A oprócz tego swego rodzaju – przepraszam za patos – teatr, sztuka, spektakl. Nawet religie. Których wyznawcami jest masa ludzi – w zależności od kraju, miasta, dyscypliny, ligi – setki, tysiące lub dziesiątki tysięcy. Może to oczywistość, ale myślę, że warto mówić o sporcie, w tym o piłce, nie tylko w kategoriach tego, kto jak kopnął, kto kogo nie pokrył, kto się poślizgnął i dał tym samym rywalom strzelić gola. Mam też poczucie obowiązku – a przede wszystkim potrzeby – pisania o patologiach, gdy się one dzieją. Nie tylko takich, że klub X nie zapłacił na czas zawodnikowi Y albo odstawił Z do rezerw, bo ten nie chce przedłużyć wygasającego kontraktu. Groźniejsze w polskim sporcie są te patologie, które żyją w symbiozie z Jarosławem Kaczyńskim i PiS. Wystarczy spojrzeć na tę niesamowitą koincydencję, której skala w istocie jest tak nieprawdopodobna, że sprawia, iż owa koincydencja staje się koincydencji niemal absolutnym przeciwieństwem. Spróbujmy to uporządkować: na Legii pojawia się transparent dyskryminujący mniejszości seksualne. Tydzień później Kaczyński mówi o seksualizacji dzieci i ataku na nie, nawiązując do deklaracji LGBT+ wprowadzonej przez Rafała Trzaskowskiego w warszawskich szkołach. Niemal w międzyczasie na Lechii dzieje się to samo, co w Warszawie. A Kaczyński idzie o krok dalej, mówiąc: „wara od naszych dzieci”. Nie można przeczyć mariażowi tronu z ołtarzem. Ale co z mariażem tronu z trybunami? Jak się okazuje, jest on dla PiS nie mniej ważny.

Skandali jest w tej sytuacji wiele. Cały czas zadaję sobie pytanie, jakim cudem na to, co działo się i na Legii, i na Lechii, nie pojawił się sprzeciw, a wystąpiło przyzwolenie? Jakim cudem w obu przypadkach udało się wnieść ogromne, szerokie na pół trybuny transparenty? Jakim cudem nie reagowała ochrona? Jakim cudem nie reaguje policja, prokuratura? Jakim cudem oba przypadki rozeszły się po kościach wśród środowisk kibicowskich – tych normalnych? I – co chyba w tym wszystkim najgorsze – czemu ci i tak nieliczni dziennikarze, sportowcy i kibice, którzy odważyli się zająć kategoryczne stanowisko wobec homofobii na stadionach i nie tylko, byli i są besztani i obrażani, a nie popierani i bronieni?

I nade wszystko zastanawia mnie, kim są ci, którzy odpowiadają za te transparenty? Może jestem naiwny zadając to pytanie, ale czy oni naprawdę sądzą, że w drużynach, którym kibicują, nie ma żadnych gejów? Wiadomo, u nas nie ma, my jesteśmy czyści, nasi to walczaki, stuprocentowi faceci, dzielna husaria. Myślę, że tak wielu z nich myśli. Chciałbym zobaczyć ich miny, gdyby zostali przez kilku piłkarzy – bo pewnie nie jednego – wyprowadzeni z błędu. Tyle że tego chyba nie doczekamy szybko. Bo w Polsce nie ma klimatu do tego, by sportowcy otwarcie mówili o swoich odmiennych orientacjach. W przypadku mężczyzn muszą wpisywać się w stereotyp silnego fizycznie, napakowanego, umięśnionego faceta z nadmiarem testosteronu.

Warta wspomnienia jest też akcja, która na dniach została zapoczątkowana przez sportowców. Nosi nazwę #SportPrzeciwHomofobii. O ile trudno o takich, którzy otwarcie powiedzieliby o tym, że są gejami, lesbijkami czy bi, o tyle brawa dla tych, którzy takie osoby wspierają. I te, które sport uprawiają amatorsko, i te, które robią to zawodowo. I te, które w ogóle tego nie robią. Szacunek należy się: Radosławowi Majdanowi, Jolancie Ogar-Hill, Kamilowi Siemaszce, Grzegorzowi Sobieszkowi, Tomaszowi Paszkowi, Maciejowi Kozakowi oraz Karolinie Hamer – niepełnosprawnej sportowczyni, zdeklarowanej biseksualistce i działaczce Wiosny.

Wracając na koniec do tej koincydencji, która jest tak koincydencjalna, że aż trudno w to uwierzyć – zwróćcie uwagę na jedną kwestię: w momencie, gdy PiS szczuł na uchodźców, na stadionach roiło się od antyuchodźczych banerów i przyśpiewek. W momencie, gdy Kaczyński w istocie przelicytował biorąc za cel mniejszości seksualne, kibice wciąż wiernie odzwierciedlają konwencje partyjne na trybunach. O ile uderzanie w uchodźców nic kibiców nie kosztowało, bo przecież w życiu żadnego nie spotkali, o tyle nie dam sobie wmówić, że atak na LGBT nie ma dla ani jednego z nich wymiaru personalnego – nawet jeśli przyjąć, że rzeczywiście żyją mitem piłkarzy nie-gejów, to nie uwierzę, by żaden nie miał żadnego geja lub lesbijki wśród znajomych lub rodziny. W tym tekście postawiłem wiele pytań, ale fundamentalne zostawiłem na koniec: jak dużo krucjat przeciwko różnym grupom społecznym wiernie przeprowadzą? Wiem, że może bazuję teraz na stereotypie, ale jestem w stanie bez wielkich wątpliwości i bacznych obserwacji stwierdzić, że spore grono kibiców odpowiedzialnych za te transparenty ma na przykład – dajmy na to – tatuaże. Co jeśli Jarosławowi Polskęzbawowi się nagle one nie spodobają? Zbuntują się? Stawią opór? Przyjdzie normalność?

Post Author: Mateusz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *