Adama Nawałki fanem i zwolennikiem byłem i będę zawsze. Byłem, rzecz jasna, nie od początku jego pracy z kadrą, bo wyniki i gra w pierwszych miesiącach były bardzo złe, ale wraz z dobrymi wynikami i lepszą grą zyskiwał moje zaufanie, sympatię, pełen szacunek i wdzięczność. By zobrazować skalę mojego pozytywnego postrzegania Nawałki dodam tylko, że owego postrzegania nie zmieniły nawet mistrzostwa świata. Była we mnie duża wyrozumiałość, brak oburzenia, brak emocjonalności. Niż wściekłość raczej smutek, zaduma, refleksja. O tym, jakie piękne chwile przeżywaliśmy wcześniej i że do podobnych będzie trzeba dążyć po porażce. Oby z Nawałką – myślałem.
Ale jedno mnie w Adamie Nawałce wyjątkowo wkurzało – te nudne jak flaki z olejem konferencje prasowe i jego stosunek do mediów generalnie. A w zasadzie brak jakiegokolwiek stosunku. Tak długo, jak były wyniki, byłem w stanie to akceptować, tym bardziej że nieoficjalną funkcję rzecznika Nawałki pełnił Zbigniew Boniek, zapełniając pustkę w sposób wystarczający. Ale o ile głos Bońka sobie cenię, o tyle po przegranym mundialu miałem potrzebę usłyszenia kilku słów, prawdziwych słów, od osoby będącej w środku, w epicentrum wydarzeń. Od osoby odpowiedzialnej za wynik w pierwszej kolejności. Nadzieja na usłyszenie tych prawdziwych słów od Nawałki okazała się płonna, ale – mam wrażenie – była uzasadniona. Posługując się karkołomną metaforą, psychologowie mówią, że pod względem reagowania na tragedię są dwa typy ludzi: do jednego zaliczają się ci, którzy potrzebują ciszy, a do drugiego ci, którzy mają potrzebę ciszy absolutnego przeciwieństwa. Najwyraźniej, przynajmniej w tym konkretnym przypadku, zaliczałem się do tej drugiej grupy.
Na ile powodem zakończonej pracy Nawałki była jego niemedialność, nie wiadomo. I być może nigdy się nie dowiemy, tak jak nie dowiemy się tego, kto końca pracy Nawałki chciał bardziej – sam Nawałka czy Boniek. Tym niemniej ogłoszenie nominacji Jerzego Brzęczka uznałem za strzał w dziesiątkę. Dałem się kupić tym zapewnieniom, że Brzęczek będzie przedłużeniem ery Nawałki, jej naturalną kontynuacją. Wrażenie, że Boniek wybrał najlepiej jak się dało, było potęgowane w pierwszych dniach po ogłoszeniu Brzęczka selekcjonerem. Wywiady w Przeglądzie Sportowym, sport.pl, TVP, Polsacie. Już w pierwszym tygodniu udzielił ich przynajmniej o kilkaset procent więcej niż Nawałka przez pół dekady. Do tego odtąd nie dość, że selekcjoner mówił poza konferencjami, co samo w sobie było niespotykane, to jeszcze mówił z sensem. W połączeniu z zapewnieniami, że w gruncie rzeczy podobieństwa Brzęczka i Nawałki sprawiają, że są sobie przynajmniej równi, w mojej głowie kołatała myśl: co może pójść nie tak?
Czas, jak na razie krótki, pokazuje, że dużo. Czego doskonałą egzemplifikacją jest różnica w stosunku do mediów poprzedniego i obecnego selekcjonera. Jak się okazuje, jeden pracował, drugi gada. Tak można po krótce opisać sytuację po sześciu miesiącach pracy Brzęczka.
Potrzeba ludzi, by być porywanymi przez krasomówców jest zrozumiała, a piłka nie jest wyjątkiem. Tak jak hendikap będzie miał polityk gadający niż robiący, tak hendikap będzie miał trener zapewniający o swoim planie, nawet jeśli nie istnieje, niż ten go wykonujący. Jednak nadmierne mówienie niesie ze sobą ryzyko, że przestanie się być wiarygodnym, spójnym bądź najnormalniej w świecie palnie się kilka durnoctw. Brzęczek już ma to za sobą. Pozwolicie, że ograniczę się do wymienienia trzech głupot: zapewnienia, że Cionka nie powoła, bo nie pasuje do jego koncepcji, po czym rzecz jasna go powołuje, odnoszenie się do słów Roberta Lewandowskiego na konferencji i szydercze pozdrowienia dla Michała Pola. Nie wspominając o tej pokręconej gadaninie o Jakubie Błaszczykowskim.
Po kilku miesiącach nastąpiła weryfikacja moich i kibiców potrzeb, by selekcjoner mówił. Jak się okazuje, jednak wolę Nawałkę ograniczającego się do gadania zarówno o defensywie, jak i ofensywie, niż Brzęczka niespójnego, nieszczerego, buńczucznego, porywczego. O ile po mundialowej klęsce miałem potrzebę słuchania, o tyle po klęskach w Lidze Narodów mam potrzebę ciszy. Pod tym względem szkoda, że Nawałka z Brzęczkiem się wyminęli.