Martyrologia sportowa, czyli o wątpieniu w Piątka

Krzysztof Piątek robi furorę we Włoszech, strzelając masowo gole i bijąc masowo długoletnie rekordy. W zasadzie wszystko na jego temat już powiedziano i napisano: że to niezwykle poukładany i pracowity chłopak, że jest skoncentrowany na piłce, że ma talent strzelecki i że to nowy Lewandowski. I że – co wciąż jest bardzo często powtarzane w mediach – wytrącił wszelkie argumenty młodym polskim piłkarzom wyjeżdżającym do zachodnich lig, którzy po tym, jak się nie przebijają, opowiadają o potrzebie aklimatyzacji i zaadoptowania się do nowych warunków, z o wiele intensywniejszym treningiem włącznie. Patrząc na to, jak na ogół wyglądają początki Polaków z ekstraklasy na zachodzie, nadal nie mogę pojąć tego, jakim cudem gość grający całe życie w tak zapyziałej lidze wchodzi z buta do Serie A, przyćmiewając Cristiano Ronaldo. Niezrozumienie fenomenu Piątka i pewna zagadkowość jego gry nie odbierają mi jednak radości z tych wszystkich goli, które działają na wyobraźnię. Na to, gdzie może być za pół roku, gdzie za rok, gdzie za siedem lat, gdy będzie w wieku Roberta Lewandowskiego.

Ostatnio pisałem o siatkarzach i piłkarzach, a konkretnie o tym, że wiele osób zamiast cieszyć się z sukcesu siatkarzy, ciągle szuka okazji do zestawiania tego sukcesu z klęską piłkarzy. Dlaczego? Postawiłem odważną tezę, za którą zostałem przez kilka osób skrytykowany: bo jako społeczeństwo nie umiemy cieszyć się z sukcesów, woląc żyć w stanie permanentnej klęski. A do niej nam tęskno, gdy długo jej z nami nie ma. Istna martyrologia sportowa. To, co chcę napisać o Piątku, też wiąże się ściśle z tym zjawiskiem (w zasadzie – pisząc pół żartem, pół serio – ma ono na tyle silne oddziaływanie na sport, że mógłbym z tego uczynić cotygodniowy cykl felietonów pod tytułem Martyrologia sportowa).

Przypadek Piątka jest jednak dosyć osobliwy. Martyrologia wiąże się na ogół ze wspominaniem klęsk, które już się zdarzyły. Fani Piątka poszli natomiast o krok dalej, wspominając klęski, które dopiero się zdarzą. Krótko mówiąc: martyrologia in spe, albo inaczej piątkowa martyrologia, nazwana na cześć polskiego piłkarza.

Przykre i dziwne zarazem jest dla mnie to, że sukcesy Piątka podważają nie tylko przeciętni kibice kryjący się za ekranami komputerów. Negatywnie zaskoczył mnie Zbigniew Boniek, który wróży Piątkowi piętnaście goli w tym sezonie. Dlaczego to śmieszne? Może wytłumaczę tym, którzy jakimś cudem nie są na bieżąco z osiągnięciami Piątka: facet zagrał siedem meczów i strzelił w nich dziewięć goli. W Serie A jest trzydzieści osiem meczów w sezonie. Szybka matematyka: 38 – 7 = 31. Właśnie tyle zostało mu do końca sezonu. Trzydzieści jeden meczów. A Boniek wróży Piątkowi sześć goli w tych trzydziestu jeden spotkaniach. Przypomnę jeszcze raz: w siedmiu dotychczasowych zdobył dziewięć bramek. Nie za bardzo optymistycznie, panie prezesie?

Jasne, martyrolodzy znajdą szybko argument na to, czemu miałby strzelić tylko piętnaście goli: no bo przecież po przerwie reprezentacyjnej Genoa będzie grać kolejno z Juventusem, Udinese, Interem, Napoli i Sampdorią, a do tej pory Piątek strzelał tylko ogórkom. Jeszcze niedawno kwestionowano jego umiejętności, gdy grał w polskiej lidze. Później wątpiono w słuszność jego transferu do Włoch, bo może okazać się za słaby. Ciągle musi udowadniać, że się nadaje do piłki. Za chwilę może być tak, że po znakomitym sezonie i zdobyciu trzydziestu bramek, czego mu życzę, martyrolodzy powiedzą, że był gwiazdą jednego sezonu. Ja będę mu wtedy życzył, by był jak Harry Kane, w którego przed laty w Anglii też wątpiono. Po jego pierwszym sezonie, w którym strzelił dwadzieścia jeden goli w Premier League, mówiono, że to tylko taki jeden sezon, a w następnym nie będzie strzelać. Jak się potoczyły dalej jego losy piłkarskie, doskonale wiemy.

Albo – podając przykład nam bliższy – by Piątek był jak Robert Lewandowski. Do dziś chce mi się śmiać, gdy sobie przypominam martyrologów wróżących Robertowi ławkę w Bayernie. Życzę Piątkowi, by poszedł w jego ślady na tyle, by martyrolodzy wątpili, czy załapie się na pierwszy skład Realu/Barcelony/Chelsea/Juventusu/Bayernu i czy jest na tyle dobry, by być nominowanym do Złotej Piłki, a nie czy strzeli piętnaście goli w sezonie.

Post Author: Mateusz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *