O normalności słów kilka

O zachowaniu Grzegorza Krychowiaka z weekendu słyszał już chyba każdy. Jeśli jakimś cudem ta informacja Was ominęła, to spieszę z wyjaśnieniem: w ostatnim ligowym meczu polski pomocnik został zdjęty przez Alana Pardew w 59. minucie gry. Czego, najdelikatniej mówiąc, Krycha nie odebrał ze zrozumieniem, ani choćby poszanowaniem decyzji trenera. Schodząc, nie podał ręki menedżerowi, demonstrując swoje rozgoryczenie i rozczarowanie tą zmianą. Kilkakrotnie przy tym – co wyłapało oko kamery – siarczyście klnąc w ojczystym języku. Zachował się karygodnie, co do tego nie ma żadnych wątpliwości. Nie jak na prawdziwego dżentelmena przystało. A nim były zawodnik Sevilli niewątpliwie jest. Choć wywiady z nim nie zawsze są pasjonujące, vide rozmowa z Przemkiem Rudzkim w jego programie English Breakfast Extra, to przynajmniej nie da się z nich wyciągnąć czegokolwiek kontrowersyjnego, a sam Krychowiak to zawsze uśmiechnięta oaza normalności, grzeczności i kultury.

W zderzeniu z codzienną postawą Krychowiaka dysonans wytworzony przez godny potępienia czyn staje się jeszcze większy. Paradoksalnie dobrze świadczy to o Krychowiaku. Pal licho to powszechne oburzenie w związku z tym nieprzyzwoitym występkiem, o którym i tak wszyscy za kilka dni zapomną i który nie będzie jakkolwiek rzutował na dalsze losy Polaka. Bo nie chce mi się wierzyć, by Pardew był na tyle nieroztropny, by nagle stroić się w piórka i udawać śmiertelnie obrażonego. Niektórzy dziennikarze i opinioniści przekonują, że trener West Bromu potwornie rozeźlił się na Krychę i wobec i tak pewnego już spadku z Premier League będzie wolał stawiać na młodzież z akademii niż na zawodnika tylko wypożyczonego. Który za klub niekoniecznie będzie chciał umierać. Takie przynajmniej dochodzą głosy z Wysp. Mimo początkowych zachwytów nad Grześkiem, który w oczach lokalnych mediów i kibiców miał być west-bromowym Ronaldinho, obecnie jest krytykowany absolutnie niewspółmiernie do win. Bo winy ponosi cały zespół, na tle którego Krychowiak wygląda w tym sezonie co najmniej nieźle. Ale wiadomo, jako że to nie nasz, a CV ma bardzo dobre, to można od chłopa wymagać, że strzeli dziesięć goli i dołoży dwa razy tyle asyst, dźwigając drużynę na własnych barkach, najlepiej aż do strefy europejskich pucharów. A skoro zespół spisuje się fatalnie, to winę należy zrzucić na turystę. No bo na kogo innego? Przecież wiadomo, że przyjechał tu tylko po kasę i by robić sobie grunt pod lepszy klub Premier League.

O ile po kibicach i – jako dziennikarz przyznaję z bólem – mediach można było się tego spodziewać, to do głowy mi nie przyszło, że po n-tej kompromitacji zespołu, największym problemem szkoleniowca będzie to, że piłkarz nie podał mu ręki. I że na tym skupi się po meczu. Brak mi na słów. Próbuję wedrzeć się do głowy Pardew, ale kiepsko mi to idzie. Próba odwrócenia kota ogonem? Szukanie kozła ofiarnego? Cholera wie. Może jedno i drugie. A może żadne, nie wiem.

Wiem natomiast, że to droga donikąd. Jakiś czas temu głośno było o ekscesach związanych z czwórką piłkarzy West Bromu, którzy – jak to na prawdziwych profesjonalistów przystało – postanowili ukraść taksówkę podczas zgrupowania. Patrząc na dzisiejszy świat, powoli zaczynam traktować to jako normę. Że nad czymś takim przechodzi się do porządku dziennego. Że macha się ręką, mówiąc: „młodzi są jeszcze, muszą się wyszaleć“.

Takie zachowania traktuje się jak normalność. Normalność, która w mojej optyce zawsze przejawiała się uprzejmością, grzecznością, taktem, kulturą, wiedzą, pracowitością, jest obecnie passé. Jest niemodna. Dzisiaj młodym ludziom – w zatrważającej większości – odpowiada i wręcz imponuje głupota, brak wiedzy, wszechobecny skrajny debilizm. Najlepiej zrobić coś kontrowersyjnego. Zrobić coś, byle mówili i tym żyli.

Kiedy patrzy się na obecne trendy ideologiczne w Europie i na świecie, można dojść do wniosku, że to wszystko zmierza w bardzo złym kierunku. Dobrze rozumiana normalność, której definicję podałem nieco wyżej, stała się w opinii większości anormalnością, a ów anormalność normalnością. Pomieszanie z poplątaniem, którego jeszcze nie było. Dziś, patrząc na sytuację polityczną w wielu krajach, wydaje się, że ludzie uznali, iż skoro ktoś nie wie nic, jest totalnym matołem i ma odwagę się tym w dodatku pochwalić, to jest godzien docenienia i decydowania o życiu społeczeństwa.

Niestety, ale w każdej płaszczyźnie można obronić tę tezę. Że dobrze postrzegana normalność to towar deficytowy, a suplementem stała się anormalność. Daleko nie sięgając: świat sztuki. Dość powiedzieć, że ponad pięćdziesiąt tysięcy ludzi bezrefleksyjnie gibało się przy rytmach disco-polo na Narodowym, a filmy Patryka Vegi, nazywane kinematograficzną wersją tego, co serwują tacy artyści jak Sławomiry czy inne Zenki, są prawdziwymi hitami. Niegdysiejszy margines stał się dobrem narodowym.

Wracając do sportu, to i tu odwróciły się proporcje. Coraz mniej pisze się i mówi w mediach o nadzwyczajnych osiągnięciach sportowców. Tylko na przestrzeni ostatnich kilku tygodni wydarzyło się to: wspomniana czwórka piłkarzy West Bromu kradnąca taksówkę, Ruben Semedo porywający ludzi i grożący im bronią, Dele Alli występujący dobrze wiecie gdzie i w jakich okolicznościach, piłkarza HSV, Vasilije Janjicić, powodujący wypadek samochodowy bez posiadania prawa jazdy (w dodatku podał się za brata bliźniaka, sic!), cała ta, jak to się obecnie mówi, drama związana z Piotrem Żyłą i jego żoną.

Z innej beczki: Robert Lewandowski w sobotę nie wykorzystał pierwszego karnego od czterech lat. Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Kilka minut później się zrehabilitował, i z jedenastu metrów już trafił. Zaczynając nową serię. Po tym poznaje się wielkich sportowców. Mimo słabszego momentu – cytując politycznego klasyka – podniósł się z kolan. I to jest ta normalność w sporcie, wręcz jej uosobienie: Robert Lewandowski i Grzegorz Krychowiak. Obaj mieli w weekend swoje drobne porażki, ale wierzę, że tak jak Robert przekuł swoją w ostateczny sukces, tak zrobi wkrótce Grzesiek. I że żaden rozpadający się od środka West Brom z piłkarzami-złodziejami taksówek i zdziadziałym trenerem mu w tym nie przeszkodzi.

Post Author: Mateusz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *