O feminatywach słów kilka

Mediami społecznościowymi zawładnął temat feminatyw, czyli żeńskich końcówek. W powszechnej opinii twitterowiczek jest to temat dalece infantylny i niepoważny. W nie mniej powszechnej opinii szczególnie lewica się ową infantylnością w tej kwestii wykazuje. Najbardziej postępowe, modernistyczne i światłe użytkowniczki, przez które przemawia troska o skuteczność polityki lewicy twierdzą, że powinna się ona zająć tematami o wiele ważniejszymi. Tematami, którymi zdeklarowała się, że się zajmie (albo chociaż będzie próbowała się zająć) po powrocie do parlamentu: liberalizacją prawa aborcyjnego, rozdziałem państwa od Kościoła Katolickiego, równouprawnieniem dla środowisk LGBT i tym podobnym. Absolutnie jednak nie rozumiem zgryźliwych uwag prawicowych publicystek i komentatorek, że zamiast zajmować się swoim programem lewica zajmuje się rzeczami błahymi. Przecież to strzał w stopę w wykonaniu owych prawicowczyń. Takim postawieniem sprawy sprzeniewierzają się deklaratywnej obronie chrześcijańskich wartości. Coby ich dzieci nie zostały zseksualizowane i szturmowy atak na tradycyjny model rodziny nie nastąpił.

W drugiej kolejności, zaraz po lewicy, twitterowa społeczność wskazała na środowiska dziennikarskie jako te wykazujące się nieporównywalną z niczym niedojrzałością. Szczególnie ubodło mnie wyjątkowe oburzenie Marka Wawrzynowskiego, dziennikarza sportowego Wirtualnej Polski. Podzielił się takim spostrzeżeniem, że „nie ma chyba bardziej zbędnego zawodu w Polsce” jak dziennikarstwo społeczno-polityczne. Pisze to facet, który sam ze sobą wadził się na Twitterze, czy w obliczu dobrego występu piłkarza o nazwisku Rosołek, który w swoim debiucie w Legii strzelił gola, można czy też nie dokonywać gier słownych z jego nazwiskiem związanych (czyli de facto się z niego nabijać) i czy roztropnym jest czy też nie jest wrzucanie zdjęć rosołu do mediów społecznościowych przez kibicki w formie hołdu dla Rosołka. Tylko wysublimowaną wrażliwością i konserwatywnym poglądom tłumaczyć można milczenie pana Wawrzynowskiego, gdy na stadionach pojawiają się przyśpiewki jawnie homofobiczne, antysemickie, antyimigranckie, szowinistyczne i wykluczające. Połączył zresztą Wawrzynowski upadek dziennikarstwa społeczno-politycznego z upadkiem kultury i sztuki. Gdyby jednak był jej uważnym obserwatorem, dostrzegłby najnowszą płytę Pidżamy Porno i atak kiboli Lecha Poznań podczas ostatniego meczu ligowego wyrażony za pomocą banerów na nią i na Krzysztofa Grabowskiego. Trzeba go jednak rozgrzeszyć: w tym czasie pewnie wolał się zajmować iście kordianowskim monologiem twitterowym o nazwiskach piłkarzy. No bo przecież dziennikarstwo sportowe nie może się zajmować niczym poważniejszym niż tym, czy chłop kopnął piłkę prosto czy krzywo. Akurat do takich dysput jest intelektualnie przygotowane.

Ale to nie o infantylnej lewicy ani nikomu niepotrzebnemu dziennikarstwu politycznemu w tym sporze dowiedzieliśmy się najwięcej. Spośród ogólnośrodowiskowych postaw wobec feminatyw najmniejsze oburzenie wywołało to przedstawione przez prawicę, mimo że to właśnie jej postawa jest najbardziej znamienna. Wystarczy spojrzeć na twitta pana Tarczyńskiego, którego jednak ze względu na szacunek dla inteligencji oraz poczucia estetycznego i moralnego moich czytelniczek pozwolę sobie nie przytaczać (jeśli ktoś jest nimi wyjątkowo zainteresowany, zapraszam na jego Twittera, bez przesadnego do tego zachęcania). Doskonale obrazuje Tarczyński, gdzie PiS się w tym sporze pozycjonuje. A pozycjonuje się na peryferiach cywilizacji, peryferiach rozumu, peryferiach dobrych manier, peryferiach dobrych wzorców językowych.

I tak obok wielkich zagrożeń, jakimi są ideologia LGBT i edukacja seksualna, mamy także feminatywy, które według Tarczyńskiego są dewiacjami. Toteż te trzy szatańskie idee przyjdą i dokonają destrukcyjnego ataku na Polskę, polskość, polską tradycję i rodzinę. Doprawdy, niezbyt silnie zakorzeniona jest ta tradycja, skoro mają ją rozwalić słowa typu „posłanka” albo „gościni”.

Ostatnio Kultura Liberalna zorganizowała panel dyskusyjny zatytułowany „Czy Polska może być postępowa?”. Różne były opinie panelistek, ale nie pojawiła się ku mojemu zaskoczeniu taka, że w obliczu politycznej polaryzacji i pogłębiających się podziałów społecznych (które według najnowszych badań dostrzegają zwolenniczki wszystkich partii – 84%) nastąpi cywilizacyjny rozłam. Dobrym dowodem na poparcie takiej tezy jest podejście do żeńskich końcówek. Jest jedna strona, w istocie postępowa, która za pośrednictwem języka chce wyrażać uznanie podmiotowości i równości kobiet i druga, która zapewnia, jak to ich nie wielbi i kocha nad życie, jednocześnie poprzestając na tej deklaracji. Dobrym wzorcem dla prawicy jest w tej kwestii z pewnością poseł Czarnek. Który notabene stąpa po cienkiej linie, bo jawnie nawoływał do jak najszybszego rozmnażania się, stwierdzając, że trzydziestka to już na to za późno. Dobrze że nie mówił tego do 17-latek, bo już moglibyśmy się obawiać, czy jego kariera edukatora seksualnego nie skończy się szybciej niż się zaczęła.

PS Jeden znajomy po ostatnim felietonie wyraził takie zastrzeżenie, że brzydko wygląda forma – na przykład – „politologów i politolożek”, którą w nim zastosowałem. Uwzględniłem jego prośbę. I wywaliłem męskie formy.

Post Author: Mateusz

1 thoughts on “O feminatywach słów kilka

    Leszek Berger

    (7 listopada, 2019 - 2:08 am)

    Kabaret Salon Niezależnych wykonywał kiedys numer pt. (chyba) „Vademecum Człowieka Dowcipnego”, gdzie były zebrane goowe, oklepane, pseudodowcipne odpowiedzi na różne często zadawane pytania. „Prawidłowa” odpowiedź na pytanie „Co słychać?” miała brzmieć „Zależy, gdzie się ucho przyłoży!”
    I to chyba jest właśnie ten przypadek. Nic nie „zawladnęło” ani ” internetem” ani „mediami społecznościowymi”, co najwyżej jakąś bańką, w najlepszym razie skupiskiem banieczek, w których akurat nurkujemy, i wydajenam sie od razu, że „tym żyje cały świat” (bo dla nas ta nasza bańka to przecież cały świat, a poza nią – być jeśli w ogóle – istnieją tylko psy szczekające dupami lub, jak mawiano w starożytności – „ubi leones”). W mojej bańce – a nie jest szczególnie wąska – temat żeńskich końcówek pojawił się bez wielkiej intensywności i blisko tej magicznej granicy, gdzie – z nieznanych powodów – wrony dolatują i zawracają.
    Kiedyś z powodów lekko sadystycznych udzielałem się w prawackim Salonie 24, celowo doprowadzając do białości tamtejszy prawicowo-patriotyczny elektorat. Tam poparcie dla partii obecnie rządzących sięgało 80+%, a w porywach nawet więcej. Dla równowagi w niejednej bańce lewackiej mężem opatrznościowym i faworytem (co ja mówię – pewniakiem!) na wygraną w pierwszej rundzie wyborów 2020 jest jakiś ten czy inny Biedroń.
    Każdy kogut na wiejskim podwórku powie Ci, Autorze, że szerokość horyzontów mocno zależy od położenia, a zwłaszcza wysokości kupy gnoju, na której stoimy. Czasem uda się nawet rzucić okiem poza zasięg opłotków; to zapewne jeden z ważniejszych powodów do wspinaczek. Ale i tak zaleca się pokorę – to wciąż nie Mt Everest i nie perspektywa kosmiczna, to tylko trochę wyższa od inntch sterta obornika.
    Pozdrawiam.

Skomentuj Leszek Berger Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *